7 goli, błędy bramkarzy i niesamowita dramaturgia. Real pokonuje Liverpool
Spotkanie rozgrywane na Anfield Road zaczęło się od mocnego uderzenia ze strony gospodarzy. Już w 4. minucie Mohamed Salah posłał świetne podanie w pole karne. Piłka minęła linię obrony, a Darwin Nunez efektownym zagraniem umieścił ją w siatce.
Chwilę później to Egipcjanin znalazł się w idealnej sytuacji, którą praktycznie sam sobie wypracował. W swoim stylu minął kilku obrońców, ale będąc już bardzo blisko bramki, oddał niecelne uderzenie. Piłkarz nie musiał jednak długo czekać na kolejną szansę.
W 14. minucie Dani Carvajal wycofał piłkę do bramkarza. Wydawało się, że nie ma żadnego zagrożenia, gdyż zawodnicy Liverpoolu znajdowali się dosyć daleko. Thibaut Courtois przyjął piłkę, jednak zrobił to na tyle pechowo, że futbolówka odbiła się od jego uda i trafiła wprost pod nogi Salaha. Gwiazdor The Reds nie mógł zmarnować takiego "prezentu" i podwyższył prowadzenie swojej drużyny.
U wielu ekip taki początek spotkania mógłby spowodować załamanie i rezygnację, ale akurat obecny zespół Realu Madryt potrafi zachować zimną krew i odrabiać straty nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe. Pokazał to choćby w kilku meczach poprzedniej edycji Ligi Mistrzów.
Identyczną postawę Królewscy zaprezentowali po drugiej straconej bramce. Niemal natychmiast ruszyli do ataku, by rozpocząć odrabianie strat. Efekt przyszedł już w 21. minucie. Tym razem indywidualną akcję przeprowadził Vinicius Junior. Skrzydłowy wpadł w pole karne, szybkim zwodem zmylił defensorów i technicznym strzałem pokonał swojego kolegę z reprezentacji Brazylii, Alissona.
22-latek nie ustawał w swoich próbach. Piłka trafiła do niego po dobrze rozegranym rzucie rożnym, ale w tym przypadku golkiper obronił jego mocne uderzenie.
W 36. minucie doszło jednak do kuriozalnej sytuacji. Tym razem do swojego bramkarza zagrał Joe Gomez. Znów wydawało się, że ten nie będzie miał żadnego problemu z wybiciem futbolówki. Kiedy jednak zdecydował się na wykop, trafił w Vniciusa, a piłka zmieniła tor lotu i wpadła do siatki. Przed zakończeniem pierwszej połowy stan spotkania został zatem wyrównany, a dwa gole padły po niemal identycznych błędach bramkarzy!
Real znów to zrobił!
Kibice mieli kwadrans na ostudzenie emocji i zdecydowanie powinni byli to zrobić. Druga odsłona spotkania znów rozpoczęła się od bowiem bramki, tym razem dla drużyny gości.
Minęły dosłownie dwie minuty od gwizdka sędziego, kiedy gracze Realu wywalczyli rzut wolny w okolicy pola karnego podopiecznych Jurgena Kloppa. Piłkę ustawił Luka Modrić. Następnie Chorwat dał znak kolegom z drużyny i dośrodkował piłkę idealnie na głowę Edera Militao. Brazylijczyk sekundy wcześniej uwolnił się spod opieki obrońców i sprytnym uderzeniem umieścił ją w siatce. Cóż za obrót spraw! A to wcale nie był koniec...
Piłkarze gospodarzy próbowali się szybko pozbierać, ale ewidentnie można było zauważyć wśród nich rozkojarzenie. Szok trwał zbyt długo, a Los Blancos potrafią być bezwzględni i wykorzystywać taki brak pewności rywali.
W 55. minucie meczu piłkę w polu karnym The Reds przejął Karim Benzema. Francuz oddał strzał, który po rykoszecie znalazł drogę do bramki. Alisson był bezradny, gdyż wcześniej rzucił się w przeciwnym kierunku. Gracze Carlo Ancelottiego wygrywali już 4:2! A show wciąż trwało...
Nieco ponad 10 minut później Vinicius Junior posłał precyzyjne podanie do niezwykle aktywnego Benzemy. Napastnik wymanewrował golkipera, następnie obrońców i pewnym strzałem zdobył swoją drugą bramkę!
Niemiecki trener próbował ratować sytuację i dokonał kilku zmian. Na boisku pojawili się m.in. Joel Matip, James Milner i Harvey Elliott. Z kolei Ancelotti wzmocnił środek pola Tonim Kroosem, który dołączył do drużyny zaledwie kilka godzin wcześniej.
Ostatecznie rezultat nie uległ już zmianie. Real Madryt znów dokonał niemożliwego i w imponujący sposób odwrócił losy spotkania, strzelając na Anfield pięć goli z rzędu. Kibicom i fanom piłki nożnej na najwyższym poziomie pozostaje jedynie zacierać ręce na rewanż, który odbędzie się już 15 marca na Santiago Bernabeu.