Arsenal remisuje w Lizbonie, Kiwior już po debiucie
Przed meczem Sportingu Lizbona z Arsenalem gospodarze mieli sporo zmartwień, od najgorszej od lat pozycji w lidze po związane z nią spore łysiny na trybunach Estadio Jose Alvalade. To jednak zmartwienia miejscowych, a z polskiego punktu widzenia największym był występ Jakuba Kiwiora, który znalazł się w wyjściowym składzie Kanonierów po raz pierwszy.
Na zaufanie Mikela Artety co prawda Kiwior pracował, ale wejście w spotkanie zaliczył niepewne. Na szczęście to pierwsza część dwumeczu, więc żadna ze stron nie okazywała wielkich zapędów ofensywnych od startu. W 10 minut gospodarze i goście wymienili się po jednym niecelnym strzale, po czym Arsenal zaczął dociskać Sporting na jego połowie.
Owoce przyszły szybko, już w 22. minucie Saliba dobrze uwolnił się podczas rzutu rożnego i głową otworzył wynik rywalizacji. Gospodarze dopiero w okolicach półgodziny ruszyli odważniej na Arsenal. Najpierw celny strzał po ziemi tuż pod słupek wybronił Turner, a przy drugiej próbie Sporting zdołał wyrównać stan meczu. Za plecami Kiwiora wysoko wyskoczył Goncalo Inacio i bez problemu zrewanżował się Kanonierów podobnym strzałem do tego Saliby.
Obraz meczu nie zmienił się o tyle, że Arsenal wciąż miał piłkę znacznie częściej i statystycznie dominował. Sporting jednak był groźniejszy, wyczekując na dobrą chwilę do ataku. Kilka razy miejscowi wyczuli okazję bardzo dobrze, ale przyjezdni mieli po swojej stronie szczęście i Turnera.
Druga połowa zaczęła się o tempo szybciej i obie ekipy były zdeterminowane, by coś jeszcze ustrzelić. Dynamiczną grę oglądało się znacznie lepiej, zwłaszcza jeśli było się po stronie zielonych Lwów z Lizbony. W 54. minucie rozpoczęła się akcja, po której Turner wybił piłkę przed siebie, a tam – pomimo asysty dwóch obrońców Arsenalu – Paulinho czujnie dokończył dzieła i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.
Chwilę później temperatura była podniesiona dodatkowo, bowiem rajd Martinellego sam na sam z Adanem skończył się wygraną golkipera gospodarzy. Z rozkołysanych trybun wylała się na boisko kolejna fala śpiewów i parę minut potem Paulinho mógł zaliczyć dublet. Przestrzelił i skończył z twarzą w murawie ze wstydu. Czego nie zrobił Portugalczyk, to udało się Granitowi Xhace moment później. Próbował dogrywać, ale rykoszet od obrońcy Sportingu (Mority) posłał piłkę wprost do siatki. W niewiele ponad kwadrans drugiej połowy działo się tyle, co w całej pierwszej odsłonie.
Gdy sytuacja nieco się ustatkowała, Mikel Arteta wykonał potrójną zmianę, w ramach której zakończył debiut Jakuba Kiwiora po 72 minutach. Za Polaka wbiegł Gabriel, a o debiucie w pierwszym składzie można powiedzieć, że... pierwsze koty za płoty i oby kolejne starty były lepsze. W wykonaniu całej drużyny, zresztą, ponieważ remis 2:2 w dalekim od pięknego stylu nie skreśla wcale Sportingu.