BBTS waleczny, AZS Olsztyn zwycięski, ale ze sporymi stratami
Biorąc pod uwagę gigantyczną różnicę w dorobku na przestrzeni całego sezonu, w ciemno można było typować wygraną Indykpol AZS-u Olsztyn w Bielsku-Białej. Otwarte pozostawało tylko pytanie, na ile trudne warunki postawią gospodarze, którzy w PlusLidze dotąd znaleźli sposób tylko na Czarnych Radom.
Pierwszy set sugerował szybkie rozstrzygnięcie, ponieważ po zbudowaniu przewagi na wczesnym etapie olsztynianie nie mieli problemu z utrzymaniem 4-5 punktów buforu, co ułatwiała im ograniczona siła ataku BBTS-u i mniejsza liczba popełnianych błędów. Efektem było 25:20 bez żadnej dramaturgii.
Drugi set wyglądał jeszcze bardziej jednostronnie, bo od samego początku do samego końca przewaga punktowa była bezpieczna i po stronie AZS-u. Tyle że w końcowej fazie tej partii doszło do groźnie wyglądającego upadku Joshui Tuanigi, który został odwieziony do szpitala z – najpewniej – zwichniętym łokciem. Zmiana rozgrywającego na Karola Jankiewicza nie zmieniła już obrazu seta. Przeciwnie, to gospodarze przestali w nim punktować, a nie osłabieni przyjezdni (25:17).
O ile jednak drugiego seta Akademicy dograli pewnie, to w trzecim zaczęły się kłopoty. Olsztyn jakby stanął i trudno powiedzieć, z czego bardziej to wynikało: zmian w składzie czy naprawdę niezłej gry i dużej determinacji BBTS-u, by tego meczu nie przegrać do zera. Miejscowi poczuli swoją szansę i zdołali wygrać 25:22, po bardzo wyrównanych wymianach.
Podobnie rozpoczął się czwarty set, w którym żadna z drużyn długo nie mogła wypracować więcej niż jednego oczka przewagi. W dodatku w zespole z Olsztyna doszło do kolejnych dwóch urazów – spotkania nie mogli dokończyć Mateusz Poręba i Moritz Karlitzek. BBTS starał się stawiać opór, ale w okolicach połowy seta coś pękło i przyjezdnym poszło już górki. Zbudowali 2-3 punkty przewagi, a gospodarze nie mieli sposobu na jej zniwelowanie. Zamiast tie-breaka był więc koniec meczu przy stanie 25:19 i 3:1 w setach.
Skończyło się więc podobnie jak zapowiadało: Olsztyn miał przewagę w każdym aspekcie, nawet jeśli daleko było do wyżyn siatkarskich umiejętności. Na bielszczan (i utrzymanie pozycji w górnej części tabeli PlusLigi) tyle w piątkowy wieczór wystarczyło. Statuetka MVP powędrowała do Taylora Averilla.