Bezbarwnie, bez pomysłu i bez bramek, Spurs poza Ligą Mistrzów
Po słabym pierwszym meczu w Mediolanie Tottenham Hotspur potrzebował naprawdę inspirującego rewanżu u siebie, by kontynuować swoją europejską przygodę. Nic takiego jednak nie miało miejsca, już w pierwszej połowie Milan dominował długimi fragmentami. I cóż, że nie stanowili zagrożenia dla bramki Frasera Forstera? Oni strzelać nie musieli, a jeśli coś wiemy o Milanie Piolego, to, że strzela tylko tyle bramek, ile musi.
I wciąż Rossoneri byli bliżej wyjścia na prowadzenie do przerwy. Po nieźle rozegranym stałym fragmencie. Junior Messias na skraju pola karnego nie zachował jednak zimnej krwi i posłał piłkę niecelnie, idealnie podsumowując bladą pierwszą połowę. Do szatni piłkarze gospodarzy schodzili wygwizdywani, co w żaden sposób ich nie zmobilizowało.
W drugiej części meczu Tottenham nie tylko pozostawał bezzębny, ale ponownie pozwalał na zbyt wiele rywalom. Jedna z kontr skończyła się pojedynkiem sam na sam Brahima Diaza z Forsterem, w którym bramkarz Kogutów był zwycięski. Zatrzymywał też Giroud i tylko brakowi zapału Milanu w ofensywie zawdzięcza, że nie miał więcej pracy.
Zamiast przekuć presję w kawałek solidnego ataku, piłkarze wykazywali się brakiem rozmysłu. W przypadku Cristiana Romero skończyło się na drugiej żółtej kartce, co dodatkowo zmniejszyło i tak mizerny potencjał Tottenhamu. Z jednym zawodnikiem mniej rozbijali się o defensywę Włochów zanim byli w stanie stworzyć coś groźnego.
W pewnym sensie porażka dobrze podsumowuje brak sukcesów Tottenhamu w ostatnich latach, ponownie poza Europą i bez trofeum od 15 lat. Milan z kolei nie pokazał niczego wielkiego, ale jego kibice mogą cieszyć się z pierwszego od lat awansu do kolejnej, wiosennej fazy rozgrywek pucharowych. Skoro na mistrzostwo i puchar Włoch szans już nie mają, to przynajmniej wciąż są w grze o europejskie trofeum, gdzie każdy mecz oznacza kolejne miliony euro na koncie.