Bieg charytatywny Wings For Life – Nożyński i Szkoda wygrali w Poznaniu
"Biegamy dla tych, którzy biec nie mogą" – taka idea przyświeca organizatorom i uczestnikom imprezy. Całkowity dochód z wpisowego (120 złotych od osoby) przeznaczony jest na rozwój badań nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym. W Poznaniu i w sześciu innych miastach Europy (Wiedniu, Monachium, Lublanie, Zugu, Zadarze i Kachetii) kilkadziesiąt tysięcy zawodników przystąpiło do rywalizacji, w tym także osoby na wózkach czy poruszające się o kulach. Ponad 150 tysięcy biegaczy na całym świecie uczestnicy za pomocą mobilnej aplikacji. Łącznie datki na fundację wpłaciło ok. 210 tysięcy osób.
Niezwykłość tego biegu polega na tym, że jest to rywalizacja bez klasycznej linii mety. Finiszem dla uczestników jest samochód, który wyruszył ze startu pół godziny za zawodnikami. Wynikiem jest nie czas, ale pokonany dystans. Od kilku lat zawodników goni Małysz, który początkowo ruszył z prędkością 14 km/godz., ale co pół godziny systematycznie przyspieszał.
Polacy już wiele lat temu pokochali te zawody, a zainteresowanie udziałem jest ogromne. Dość powiedzieć, że w listopadzie ubiegłego roku osiem tysięcy pakietów zostało sprzedanych w ciągu zaledwie dwóch godzin. Względy bezpieczeństwa i możliwości logistyczne uniemożliwiają przyjęcie więcej biegaczy.
"Na pewno sama idea, szczytny cel sprawia, że Polacy tak garną się do tego biegu, bo lubimy pomagać. Ale też świetną robotę wykonuje Adam Małysz, który jest też dużym magnesem. Gdy zaczyna mijać biegaczy, to na trasie jest wariactwo, prawdziwy show" – przyznała lekarka z Poznania Lidia Jasińska, która po raz czwarty wystąpiła w Wings For Life.
"Przebiegłam 18,2 km, to prawie o trzy więcej niż rok temu, więc jestem zadowolona. Mój rekord wynosi 18,5 km, ale to było kilka lat temu, gdy Małysz jechał wolniej i łatwiej było dłużej uciekać" – wyjaśniła.
Małysz nie ukrywa, że mijanie i eliminowanie kolejnych biegaczy ma swój urok. "Różnie ludzie reagują, niektórzy z ulgą przyjmują pojawienie się naszego samochodu, inni chętnie pobiegliby dłużej. No i są tacy, którzy potrafią jeszcze przez kilkaset metrów uciekać" – przyznał prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
On sam w pobiegł w pierwszej edycji – ukończył rywalizację na 19 km. "Na pewno rola kierowcy 'catcher cara' jest bardziej wyjątkowa, więc wolę siedzieć za kierownicą i gonić uczestników" – podkreślił.
W zawodach biorą udział także osoby na wózkach i poruszające się o kulach. Wielu uczestników wcale nie zamierza biec, a maszeruje sobie ulicami Poznania. Zawodnicy, którzy zostali wyeliminowani przez auto pościgowe, schodzili z trasy i środkami komunikacji miejskiej (za darmo) wrócili na start, gdzie odebrali pamiątkowe medale.
Imprezie od samego początku towarzyszy znakomita przed laty tyczkarka Monika Pyrek.
"Najlepszy mój wynik to 13 km, osiągnięty w okresie mojej najlepszej dyspozycji. Miałam teraz roczną przerwę w bieganiu z powodu kontuzji kolana. Chciałam przebiec 10 km na 10. edycję 'Wingsa'. Muszę przyznać, że jako zawodniczka nie cierpiałam biegać, ale trenerzy mi mówili: +zobaczysz, kiedyś skończysz trenować i to będzie twoja ulubiona aktywność. I faktycznie tak jest" – mówiła Pyrek przed startem i cel swój osiągnęła. Przebiegła dystans 11,6 km.
W zawodach wzięli udział także inni lekkoatleci, którzy niedawno zakończyli kariery sportowe – Adam Kszczot przebiegł 25 kilometrów, a Joanna Jóźwik o 400 metrów więcej.
Polacy tradycyjnie już odegrali kluczowe role. W stolicy Wielkopolski triumfowała Katarzyna Szkoda, która wynikiem 55 km osiągnęła najdłuższy dystans na świecie wśród kobiet.
"Biegam tak może siedem lat z przerwami. Lepiej czuje się na długich dystansach, ale częściej biegam w górach. Na asfalcie zaliczyłam zaledwie jeden maraton. Jeszcze w trakcie biegu dostałam informację, że najpierw już jako jedyna biegnę w Poznaniu, a potem, że jestem najlepsza na świecie. Ale wciąż jeszcze do mnie to nie dociera" – mówiła Szkoda po ukończeniu biegu w stacji TVN.
W rywalizacji mężczyzn doszło do powtórki sprzed roku. Ubiegłoroczny zwycięzca poznańskiej edycji Dariusz Nożyński ostatnie kilometry przemierzał samotnie i ścigał się z Japończykiem, Jo Fukudą, który biegł z aplikacją mobilną w swoim kraju. Azjata przebiegł 69 km, o 700 m więcej niż Nożyński.
Polskie biegaczki świetnie pokazały się w innych krajach. Patrycja Talar, która rok temu triumfowała w Poznaniu, wygrała w szwajcarskim Zugu, a Dominika Stelmach zwyciężyła w gruzińskiej Kachetii.