Ból, emocje i łzy Anny Kiełbasińskiej. "Nie ma Paryża, więc kończę karierę"
Kiełbasińska, srebrna medalistka w sztafecie 4x400 m z IO w Tokio (biegła w eliminacjach), a także medalistka MŚ z 2019 roku, jak również multimedalistka mistrzostw Europy, zakończyła kilkunastoletnią zawodową karierę.
"Nie mam celu, więc po co mam to robić. Nie chcę, aby to aż tak dramatycznie brzmiało. Zdrowie w ostatnim czasie dało mi dramatycznie w kość. Zrezygnowałam ze startów w ubiegłym sezonie, bo nie mogłam biegać. Poddałam się obarczonej ryzykiem operacji obu nóg. Wiedziałam jednak, że chcę być w życiu aktywna, a jeżeli tego nie zrobię i nie spróbuję, to na pewno nie pojadę na IO do Paryża" - mówiła bardzo smutna Kiełbasińska.
Przyznała, że powiedziała sobie wówczas: "wrócę do biegania, jeżeli nie będzie bolało". "Boli do dzisiaj, ale wróciłam i stanęłam na starcie. Osiem miesięcy od operacji solidnie pracowałam. Byłam prawie cały czas poza domem i trzymałam się rygoru treningowego. Wierzyłam, że dam radę to zrobić. Niestety - jedna noga poradziła sobie świetnie, a druga druga nie chciała już biegać i dawała mi o tym znać. Tak jak w toksycznym związku - z jednej strony chcesz to ciągnąć, bo kochasz, a z drugiej strony cały czas cię coś hamuje, bo dzieje się wiele negatywnych rzeczy" - tłumaczyła srebrna medalistka ME z Monacium z 2022 roku w sztafegach 4x400 i 4x100 m oraz brązowa indywidualna na 400 m.
Medal indywidualny na 400 m uznała za najcenniejszy w swojej karierze, ale najlepszym momentem był dla niej niespodziewany start w sztafecie 4x100 m w Monachium, gdy już biegała głównie na 400 m, a jeszcze wróciła do sprintu i wydatnie pomogła koleżankom zostać wicemistrzyniami Starego Kontynentu.
Podkreśliła, że ma srebrny medal olimpijski z Tokio, ale dziś może "oficjalnie powiedzieć, że było jej i jest nadal bardzo smutno, że nie mogła tam stanąć na podium, bo biegła tylko w eliminacjach".
"Miałam tam pełne prawo myśleć o tym, że to ja będę biegała w składzie w finale. Myślę, że trener też o tym wie (Aleksander Matusiński - PAP). Mam ten medal, ale taki niepełny" - powiedziała PAP Kiełbasińska i się rozpłakała.
Dodała, że bardzo chciała jechać do Paryża.
"Zanim tu przyjechałam, to analizowałam każdy scenariusz. Oswajałam się z tym. Przyjechałam tu spokojna, ale po poniedziałkowym treningu była we mnie wiara, że jest szansa. Czuję to, że jestem w formie w swoim ciele, ale nie jestem w stanie tego pokazać. To tak, jakby ktoś wam odebrał język i możliwość pisania" - mówiła obrazowo wieloletnia reprezentantka Polski. "To tak, jakby ktoś dawał mi polizać cukierek, powąchać go, ale nie dawał go zjeść" - uzupełniła.
Jaka przyszłość po zejściu z bieżni?
Przyznała, że ma po karierze zawodniczej sporo opcji i będzie chciała z nich korzystać. Bardziej widzi się w roli działaczki sportowej niż trenerki.
"Myślałam, że skończę karierę po Tokio, ale potem szło wszystko cudownie i żal było z tego nie korzystać. Jeżeli jednak Paryż nie wyszedł, to decyzja o końcu kariery jest oczywista i jasna" - powiedziała Kiełbasińska.
Zapytana przez PAP, czy spróbuje być może jeszcze raz stanąć na bieżni w kolcach, zaprzeczyła. "To wszystko było dla mnie bardzo trudne i sami widzicie, ile kosztowało mnie psychicznie" - wyznała.
Analizując swoją karierę mówiła, że fizycznie i mentalnie budowała się kolejnymi decyzjami w karierze. "Być może powinnam przejść na 400 m dwa lata wcześniej. Miałam nawet takie myśli, ale coś nie poszło, ja nie zagadałam. Nie mam jednak do nikogo pretensji, bo za wszystko w mojej karierze jestem każdemu bardzo wdzięczna, każdy mi coś dał" - podsumowała biegaczka w Warszawie, a przez lata związana z SKLA Sopot.