Brighton pewnie pokonuje Liverpool, kryzys The Reds trwa
Wydawało się, że kiedy na stadion przyjeżdża Liverpool, w dodatku ustawiony ofensywnie, plan na grę jest prosty. Należy "okopać się" na własnej połowie i czekać na możliwość wyprowadzenia kontrataków. Jednak Roberto De Zerbi wyszedł z innego założenia. W końcu w swoim składzie ma m.in. uczestnika mundialu w Katarze Moisesa Caicedo czy mistrza świata Alexisa MacAllistera, któremu zresztą kibice zgotowali owacje na stojąco przed pierwszym gwizdkiem.
Pierwszy kwadrans należał bowiem do drużyny gości. Wiele mówi statystyka posiadania piłki, która wynosiła w tym momencie 67-33 na korzyść "Mew". Aktywnością wykazywał się przede wszystkim były zawodnik The Reds, czyli Adam Lallana, a także Kaoru Mitoma. Defensywa Liverpoolu zachowywała jednak czujność i nie pozwalała zbliżyć im się do bramki Alissona. Mimo to Jurgen Klopp był wyraźnie niezadowolony, co chwilę pokrzykiwał na swoich piłkarzy zza linii bocznej boiska.
Goście desperacko poszukują przecież punktów, gdyż przed spotkaniem znajdowali się dopiero na siódmym miejscu w tabeli Premier League. Do czwartej lokaty, gwarantującej grę w Lidze Mistrzów, którą zajmowało Newcastle United, tracili sześć oczek.
Pierwszą groźną okazję zawodnicy Liverpoolu stworzyli jednak dopiero w 28. minucie. Mohamed Salah zdołał dopaść do piłki w polu karnym i oddał strzał z ostrego kąta, ale Robert Sanchez odbił uderzenie.
Większej dawki emocji kibice doczekali się w 40. minucie spotkania. Solomon March znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i został przez niego sfaulowany. Sędzia bez wahania odgwizdał rzut karny, jednak po interwencji VAR odwołał swoją decyzję. Okazało się bowiem, że zawodnik Brighton był na spalonym.
2+1 Marcha, bezradny Liverpool
Druga połowa zaczęła się od mocnego akcentu. Joel Matip w niegroźnej sytuacji źle wyprowadził piłkę ze swojej połowy. Ta została przejęta przez graczy Brighton, którzy po kombinacyjnej akcji objęli prowadzenie. Strzelcem gola by March, a podawał mu świetnie dysponowany tego dnia Mitoma.
A to był dopiero początek show 28-letniego Anglika. Chwilę później pomocnik otrzymał doskonałe podanie od Evana Fergusona, a następnie popisał się pięknym uderzeniem w boczną siatkę. Warto docenić kunszt strzelca, bowiem jego pozycja wcale nie była szczególnie dogodna.
W kolejnych minutach tempo spotkania znowu nieco spadło. Liverpool szukał swoich okazji, ale tego dnia podopiecznym Kloppa gra wyjątkowo się nie układała. Dobrą okazję mieli m.in. Cody Gakpo, a po drugiej stronie Pervis Estupinan.
W 84. minucie zespół The Reds pogrążył jeszcze Danny Welbeck, który w efektowny sposób przerzucił futbolówkę nad Joe Gomezem i uderzył z woleja, umieszczając ją w siatce. Asystę w tej sytuacji zanotował March.
Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Liverpool znów stracił punkty i oddalił się od gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Z kolei kibice Brighton zaczynają nieśmiało marzyć o występie w jakichkolwiek europejskich pucharach.