City zrobili co trzeba, Grealish i Haaland dają pewną wygraną w Leeds
Przed tym pojedynkiem mało kto – poza kibicami Leeds United – stawiał pewnie na cokolwiek poza gonieniem Arsenalu przez Manchester City. I już na początku było blisko spełnienia tych oczekiwań, ale Erling Haaland strzelił w drugiej minucie zbyt słabo, by zagrozić bramce Mesliera.
Przed jego strzałem Meslier uratował Leeds również w 31. minucie, a wcześniejsze próby ofensywne, choćby w wykonaniu Gündoğana czy De Bruyne, były niecelne lub powstrzymywane. Cityzens mieli po swojej stronie wszystkie atuty i zdominowali pierwszą połowę, jednak wynik bezbramkowy utrzymał się przez 45 minut.
Strzał Jacka Grealisha pod koniec pierwszej połowy również okazał się niecelny, mijając poprzeczkę nieznacznie. Co jednak nie udało się z akcji i stałych fragmentów, to weszło z przypadku. W doliczonym czasie gry Rodri przejął piłkę w polu karnym i zmieścił ją w bramce. Po – jakkolwiek fartownym – utrzymywaniu bezbramkowego remisu przez prawie całą pierwszą połowę, zawodnicy Leeds musieli naprawdę odczuć tę bramkę do szatni.
Taką tezę zdają się potwierdzać pierwsze minuty drugiej połowy, gdy dominacja City nie tylko nie ustawała, ale zaowocowała podniesieniem prowadzenia do 2:0 już w 52. minucie. Wówczas uwolnił się Grealish, po czym wyłożył Haalandowi piłkę na wagę jednego z najprostszych goli w jego życiu.
Przy stanie 0:2 piłkarze Leeds United zyskali nieco przestrzeni na działanie w ofensywie, z którego jednak niewiele wynikało. Wkrótce po zablokowanym rzucie wolnym dla Leeds ponownie triumfował duet Grealish-Haaland, znów ze świetnym wyczuciem tego pierwszego i bezlitosną egzekucją drugiego.
Była 65. minuta, kiedy Mateuszowi Klichowi przypadł w udziale niełatwy obowiązek wyjścia na boisko przeciwko rozpędzonemu City. Klich był jednym z czterech zmienników wprowadzonych po stronie gospodarzy do 72. minuty. Zanim ostatni Gelhardt i Llorente zdołali wejść, Klich miał już zresztą na koncie żółtą kartkę.
I choć innego podziału punktów trudno było się już spodziewać, to Pawie nie chciały skończyć meczu z zerem na koncie. Po 74 minutach wreszcie gospodarzom udało się oddać celny strzał na bramkę i od razu padł gol. Po rzucie rożnym Greenwooda do piłki wyskoczył Pascal Struijk, trafiając na 1:3. Pięć minut później mogło być 2:3, ale Gelhardt nie trafił w bramkę w polu karnym.
Nie należy jednak wypominać niewykorzystanych sytuacji Leeds, skoro po stronie MCFC sam Haaland miał ich znacznie więcej. Mimo to zdołał właśnie w tym meczu pobić wynik swojego ojca, Alfiego, który w Premier League strzelił 18 bramek. W starciu z Leeds Erling dobił już do 20, tyle że potrzebował do tego 14 meczów, a nie ponad 180, jak ojciec.
Zwycięstwo zapewniło Manchesterowi City utrzymanie stosunkowo skromnej straty do Arsenalu, wciąż na poziomie pięciu punktów. Pod względem strzelonych bramek MCFC nie mają sobie jednak równych, dołożywszy kolejne trzy bramki do 40 już zdobytych. Średnia prawie trzech goli na mecz utrzymana!