Dwa strzały, dwa gole – Celtic trzyma Rangers na dystans
Choć temperatura w Glasgow była bliska zeru, to na Ibrox prawie wrzało. Kibiców nie zraziło wcale, że Old Firm przewidziano na 12:30 (czasu lokalnego) w poniedziałek (co prawda wolny, a jednak...), na trybunach – tradycyjnie – nie szło igły wcisnąć.
Rangersi już w pierwszych sekundach chcieli pokazać, że zamierzają nadrobić trzy punkty do liderów tabeli z drugiej strony szkockiej metropolii. W otwierającej minucie dwukrotnie zbliżali się do bramki Celtiku, oddając jeden strzał. The Bhoys dali się zaskoczyć jako drużyna, za to Joe Hart w bramce pozostał wystarczająco czujny.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w 5. minucie, gdy fatalne odegranie Morelosa w defensywie sprytnie przechwycił Daizen Maeda i błyskawicznie wyszedł sam na sam z bramkarzem, pokonując Allana McGregora bez problemu.
Zgodnie z oczekiwaniami, trwająca od prawie 135 lat rywalizacja była bardzo zacięta, choć nie zawsze piękna. Po kontuzji w 20. minucie z meczem pożegnał się Taylor, za którego wszedł pamiętany z Legii Warszawa Josip Juranović. Po upływie 25 minut zdecydowanie zarysowała się przewaga gospodarzy. Próbę wyrównania ułatwił im niespodziewanie Joe Hart, którego nonszalanckie rozegranie piłki w 27. minucie doprowadziło do odbioru pod bramką, a moment później do strzału Ryana Kenta. Tym razem Hart naprawił swój błąd – sparował piłkę na słupek i w konsekwencji out.
W kolejnych minutach Rangersi budowali atak pozycyjny, jednak pozostawali nieskuteczni. Proporcje w grze wyrównały się jeszcze przed końcem pierwszej połowy, choć to The Gers mogli mieć ostatnie słowo. W drugiej minucie doliczonego czasu gry do strzału głową doszedł Morelos, jednak nie zrehabilitował się za błąd z początku meczu – strzał był niecelny.
Mecz miał bardzo dobre tempo, ale pierwszą połowę mimo wszystko charakteryzowały błędy i szarpana, bardzo fizyczna gra. Sędzia okazał się nader wyrozumiały, nie wyciągając kartek, a piłkarze z tego korzystali. Tym milej było zobaczyć szturm Rangers na bramkę tuż po zmianie stron. Sakala doskonale znalazł Kenta na skraju pola karnego, a ten technicznym strzałem nie dał najmniejszej szansy Joe Hartowi. W 46. minucie było już 1:1.
Stadion oszalał huraganowym dopingiem, a Celtic stał się tłem dla gospodarzy. Trzeci rajd Sakali po zmianie stron skończył się odgwizdaniem przez sędziego rzutu karnego. Do piłki podszedł Tavernier i już w 53. minucie The Gers prowadzili 2:1, a ponad 50 tysięcy ludzi zaczęło skakać i tańczyć. No, może poza stojącym w ciszy sektorem gości.
Przyjezdni znaleźli się w nowej dla siebie sytuacji – w tym sezonie jeszcze nie stracili prowadzenia w lidze. Przed upływem godziny blisko powodzenia była akcja Japończyków w barwach Celtiku, jednak Furuhashi zbyt mocno odgrywał stojącemu przed bramką Maedzie. I choć w kolejnych 20 minutach to właśnie The Bhoys grali piłką więcej, to nie byli w stanie nawet oddać celnego strzału. Aż do 88. minuty ich jedyną celną próbą była ta dająca gola.
I choć Celtic strzelił tylko dwa razy w regulaminowym czasie gry, to wystarczyło – właśnie drugi strzał dał drugiego gola. Autorem ponownie Japończyk, tym razem Furahashi, który idealnie odnalazł się w zamieszaniu pod bramką Rangersów.
W polu wyraźnie lepsi byli Celtowie, w ataku stanowczo Rangers. Ale na tablicy po 97 minutach pozostał wynik 2:2. Z jednej strony Celtic skończył serię 12 meczów z rzędu, ale z drugiej – Rangers nie wykorzystali wybornej szansy na zmniejszenie dystansu do lokalnych rywali. W tabeli szkockiej Premiership niezmiennie na czele Celtic, który ma wciąż dziewięć punktów przewagi nad gospodarzem dzisiejszego pojedynku.