Dwukrotny mistrz świata w badmintonie kończy karierę w wieku 29 lat
O Momocie, mistrzu świata z 2018 i 2019 roku, głośno zrobiło się w styczniu 2020, kiedy po zwycięstwie w turnieju w Malezji w drodze na lotnisko uczestniczył w poważnym wypadku samochodowym, doznając obrażeń twarzy, m.in. pęknięcia oczodołu. Kierowca wiozącej go taksówki zginął.
Po niemal rocznej przerwie badmintonista pojawił się na korcie, ale m.in. zakażenie koronawirusem nie pozwoliło mu wrócić do najwyższej dyspozycji. Jako najwyżej rozstawiony był wielką nadzieją gospodarzy na sukces w igrzyskach w Tokio, w których mógł wystąpić z racji ich przełożenia na 2021 rok, ale nie zdołał awansować do ćwierćfinału. W 2016 roku w Rio de Janeiro nie wystartował, gdyż był zawieszony za udział w zakładach bukmacherskich.
Teraz jest 52. w świecie, ale dopiero siódmy wśród Japończyków, a tylko dwóch zawodników z danego kraju może wystąpić w paryskich igrzyskach.
"Uświadomiłem sobie, że już nie dam rady wrócić na miejsce, w którym byłem i które zawsze było moim celem, czyli bycie światowym numerem jeden. Moja kariera była jednak na tyle bogata i udana, że mogę z podniesioną głową powiedzieć stop" - uzasadnił swoją decyzję Momota.
Jak zapowiedział, po raz ostatni wystąpi w turnieju Thomas&Uber Cup w chińskim Chengdu na przełomie kwietnia i maja.