Eryk Goczał pisze historię
Eryk Goczał był objawieniem Dakaru. Dopiero w listopadzie uzyskał prawo jazdy i niespełna dwa miesiące później został najmłodszym w historii kierowcą startującym w tym najtrudniejszym off-roadowym rajdzie na świecie. W niedzielę został jego najmłodszym zwycięzcą.
"To był koszmarnie trudny rajd. Dwa dni temu podjęliśmy niezwykle trudną decyzję strategiczną – jestem niezmiernie wdzięczny mojej rodzinie, mojemu tacie i wujkowi za to, jak nam pomogli. Postawili nas na pierwszym miejscu i zrobili wszystko, abyśmy wygrali. I to się opłaciło. Trudno znaleźć mi w tym momencie słowa" - cieszył się w Dammam zawodnik "Energylandii".
Eryk Goczał jest najmłodszym z "klanu Goczałów". Jego ojciec Marek i wujek Michał w dwóch ostatnich latach pokazali świetną jazdę, ale na końcowym podium nie udało im się stanąć. Eryk im towarzyszył, ale sam nie mógł wówczas startować z powodu zbyt młodego wieku.
"Do tego rajdu przygotowywałem się trzy lata. Staraliśmy się nawet, żeby już wcześniej pozwolili mi jechać choćby w formie +zerówki+, ale to za trudna impreza, żeby puścić nieletniego zawodnika" - mówił przed dakarowym debiutem Eryk Goczał. Mimo młodego wieku ma już jednak duże "motorsportowe" doświadczenie. Startował m.in. w mistrzostwach Polski w driftingu.
Uzyskanie prawa jazdy otworzyło mu możliwość startów w imprezach rajdowych. Pierwszy sprawdzian wypadł bardzo dobrze. W rajdzie Baja Dubaj wszystkie miejsca na podium w klasie lekkich pojazdów SSV zajęli Goczałowie, a wygrał najmłodszy z nich.
Jego pilotem jest Hiszpan Oriol Mena, który odnosił dakarowe sukcesy jako motocyklista, m.in. w 2018 roku był siódmy. Ostatnio jednak występuje w innej roli. Przed rokiem poprowadził Rokasa Baciuskę do trzeciego miejsca w klasie lekkich pojazdów SSV, teraz siedząc u boku Eryka pokonał Litwina.
"Przypadliśmy sobie do gustu z Oreo, jak żartobliwie go nazywam. Bardzo dobrze się dogadujemy, a to ważne w tak długim rajdzie" - zapewnił Eryk Goczał.
Przed debiutem w Dakarze podkreślał, że myślał o tym od dziecka.
"Przez całe życie to było moje największe marzenie. Moja pasja zaczęła się od taty, a właściwie od dziadka, który występował w imprezach off roadowych. Ale to tata był takim moim wzorcem. Zaczął startować, gdy miał 17 lat. Zabierał mnie na quady, ja zacząłem na nich jeździć, gdy miałem cztery lata. Pamiętam, że w wieku czterech czy pięciu lat już miałem skarbonką z napisem +pieniążki na Dakar+" - wspominał.
Marek Goczał jest założycielem i właścicielem największego parku rozrywki w Polsce "Energylandia". Jego syn praktycznie się w nim wychowywał, co okazało się przydatne w dakarowych przygotowaniach.
"Kolejki górskie nauczyły mnie trzymać żołądek na wodzy, co w rajdach terenowych bardzo się przydaje. Bardzo je lubię, ale jednak wolę kontrolować, gdzie jadę" - zaznaczył.
Przyznał też, że nie planuje wspólnych startów z ojcem. "Z tatą ustaliliśmy, że nie jeździmy ze sobą jako pasażerowie. Nie jesteśmy w stanie tego robić. Próbowaliśmy, ale obaj w połowie trasy musieliśmy wysiąść, niezależnie od tego, kto prowadził. Za dużo nas to kosztuje nerwów".
W poprzednich dwóch edycjach Rajdu Dakar bracia Goczałowie robili furorę, ale statuetkę Beduina przyznawaną zwycięzcom udało się zdobyć teraz Erykowi. Jest trzecim Polakiem z tym trofeum - w niedzielę swój trzeci triumf odniósł też mechanik holenderskiej ciężarówki Dariusz Rodewald (poprzednio w 2012 i 2016), a w 2015 roku w kategorii quadów zwyciężył Rafał Sonik.