Gwiazdy odpoczywają, a wyniki nie mają znaczenia - sparingi Polaków przed turniejami
Takie sparingi mają oczywiście swoją wyjątkową atmosferę. Z jednej strony bowiem szkoleniowiec chce sprawdzić w nich przygotowane ustawienia taktyczne, a zawodnicy chcą się jak najlepiej pokazać i wejść w rytm meczowy, lecz z drugiej wspomniany trener nie chce zdradzać wszystkiego przed turniejem, a piłkarze boją się, by w ostatniej chwili nie odnieść kontuzji.
W związku z tym ostatnie mecze sparingowe przed turniejami często są rozgrywane bez najważniejszych postaci dla drużyny, ale jednak wypada w nich odnieść zwycięstwo, by uniknąć krytycznych komentarzy i obniżenia morali zespołu przed tak ważną imprezą. To ostatnie reprezentacji Polski nie zawsze się udawało, chociaż zwykle wyniki lub postawa biało-czerwonych w meczach towarzyskich nie miały znaczenia z osiąganym później rezultatem na turnieju.
Skupmy się na trzech ostatnich imprezach mistrzowskich, by skoncentrować się również na zawodnikach, którzy dzisiaj wciąż grają w reprezentacji. Przed wylotem do Francji na Euro 2016 drużyna Adama Nawałki zaplanowała jeden sparing - spotkanie ze słabiutką Litwą.
Na ławce usiedli wówczas liderzy naszej kadry, tacy jak Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny i Łukasz Piszczek. Kilku innych ważnych zawodników wyszło na boisko, ale w pierwszej jedenastce wybiegło zaledwie pięciu zawodników (Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Krzysztof Mączyński, Jakub Błaszczykowski, Arkadiusz Milik), którzy kilka dni później zagrali w pierwszym meczu Polaków na francuskim Euro. Oznacza to, że mecz ten nie miał wiele wspólnego ze sprawdzaniem taktyki przygotowanej na turniej.
Wynik sparingu nie miał również żadnego związku z późniejszym rezultatem na Euro, ponieważ niespodziewanie Polska zaledwie zremisowała z Litwą 0:0. Nie mogło to wróżyć niczego dobrego, a jednak biało-czerwoni rozegrali niedługo później najlepszy turniej polskiej kadry w XXIw., awansując do ćwierćfinału imprezy.
Inaczej sytuacja wyglądała dwa lata później, gdy reprezentacja Polski przygotowywała się do mundialu w Rosji. Wówczas podopieczni Nawałki mieli w planach rozegrać dwa mecze testowe. Pierwszy z nich - przeciwko Chile - był rozgrywane w Poznaniu i został potraktowany jako rzeczywista próba generalna. Drugi - z Litwą - był pożegnaniem się z Warszawą na Stadionie Narodowym, a swoją ostatnią szansę na przekonanie do siebie selekcjonera dostało wtedy wielu rezerwowych.
Jeżeli przeanalizujemy sobie składy z obu z tych spotkań, okazuje się, że wyjściowa jedenastka w meczu z Chile różniła się jedynie dwoma nazwiskami w porównaniu do tej, która wybiegła na pierwszy mecz Polaków na mundialu w 2018 roku. Miejsca Jana Bednarka i Karola Linettego zajęli wtedy Thiago Cionek i Arkadiusz Milik. Trzeba więc przyznać, że Nawałka potraktował sparing z Chile bardzo poważnie. Niestety jednak wynik tamtego starcia nie mógł napawać polskich kibiców optymizmem. Nasi rywale przyjechali do Polski bez największych gwiazd, wystawiając swój drugi lub nawet trzeci skład, a i tak udało im się osiągnąć remis 2:2.
Zupełnie inna sytuacja miała miejsce kilka dni później, gdy Polacy grali z Litwą. Wtedy Nawałka posłał w bój wielu rezerwowych, mimo że w pierwszym składzie wyszedł chociażby Lewandowski. Była to jednak prawdopodobnie ostatnia szansa, by ktoś zaimponował trenerowi i na ostatnią chwilę wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Ostatecznie miejsce w składzie na Senegal utrzymało tylko pięciu zawodników.
Polska pewnie pokonała za to Litwę 4:0, co mogło zwiastować dobrą formę przed turniejem. Nie miało to jednak żadnego przełożenia na występ Polaków na mistrzostwach świata, którzy przegrali z Senegalem, a jedyny punkt w fazie grupowej zdobyli w ostatnim meczu o honor z Japonią.
Przed rokiem kadra jechała na duży turniej pod wodzą innego szkoleniowca, więc mogło to oznaczać nieco inne podejście do meczów sparigowych. Polacy mieli zaplanowane dwa sparingi - z Rosją i Islandią. Była to jednak absolutnie wyjątkowa sytuacja, ponieważ mecze te miały miejsce zaledwie kilka miesięcy po objęciu drużyny przez Paulo Souse. Dla Portugalczyka ostatnie pojedynki przed wyjazdem do Rosji były kolejno czwartym i piątym jego spotkaniem w roli selekcjonera biało-czerwonych, podczas gdy szósty mecz już miał być tym w trakcie Euro.
W związku z tym Sousa, który przecież nie znał dogłębnie polskiego środowiska i nie miał wcześniej kontaktu z polskimi piłkarzami, wykorzystał spotkania przed turniejem do przeglądu kadr. W meczu z Rosją sięgnął po głębokich rezerwowych, sprawdzając, czy ktoś wpadnie mu w oko na tyle, by później wystawiać go w składzie na Euro. Ostatecznie o nikim nie możemy tak powiedzieć, ponieważ swoje miejsce na spotkanie ze Słowacją w ramach turnieju utrzymali jedynie Grzegorz Krychowiak i Mateusz Klich, a Polacy zremisowali we Wrocławiu 1:1.
Kilka dni później doszło do kolejnych eksperymentów, ponieważ Sousa wystawił już kilku liderów kadry, ale połowę składu znów tworzyli rezerwowi, których Portugalczyk sprawdzał w warunkach meczowych. Swoje miejsce na pierwszy mecz Euro utrzymało wówczas pięciu zawodników, którzy byli jednak zdecydowanymi liderami kadry. Biało-czerwoni zremisowali wówczas z Islandią 2:2.
W tym przypadku poniekąd wyniki meczów sparingowych miały przełożenie na turniej, ponieważ po dwóch remisach przed ubiegłorocznym Euro reprezentacja Polski wywalczyła na głównym turnieju zaledwie jeden punkt w trzech meczach.
Niemniej najnowsza historia pokazuje, że po meczach towarzyskich przed turniejem nie ma sensu wyciągać z nich pochopnych wniosków. Chodzi w nich przede wszystkim o złapanie rytmu meczowego i uniknięcie kontuzji, a przy okazji ewentualnie podniesienie morali dobrym wynikiem.