Hit we Wrocławiu bez bramek, Raków odjeżdża Legii
Ostatni mecz ostatniego dnia rundy jesiennej Ekstraklasy musiał zakończyć rozgrywki z hukiem. Śląsk podejmował Legię Warszawa, a o huk już przed meczem zadbali kibice. Przybyło ich prawie 22 tysiące, odpalili masę pirotechniki i stworzyli imponującą choreografię na północnej trybunie. Świętowała ona 75-lecie klubu, a opowiadała o „mieście marzeń i ambicji”.
W niedzielny wieczór i marzenia o wygranej, i ambicję pokazała każda z drużyn. Żadnej nie udało się tego meczu wygrać, co nie znaczy, że widzowie mogli narzekać na nudę. Legia strzelała już w pierwszej minucie, Śląsk był blisko w trzeciej. Takich początków w meczach PKO BP Ekstraklasy wypada życzyć wszystkim widzom.
Nie pokażą tego podstawowe statystyki pomeczowe prezentowane powyżej, ale zawodnicy obu zespołów nabiegali się sporo. Atakowali to jedną, to drugą bramkę. Jedna z tych akcji, z 21 minuty, skończyła się rzutem karnym dla Legii. Wybiegający sam na sam Josue upadł po kontakcie z bramkarzem na granicy pola karnego. Rafał Leszczyński miał się czego obawiać, ale portugalski kapitan Legii tym razem spudłował. Już dawno w polskiej lidze brak gola nie wywołał takiej eksplozji radości!
Przed przerwą jeszcze piękniejszym brakiem gola odwdzięczył się John Yeboah. Niemiec strzelił pięknie, ale piłka nie trafiła w bramkę, ponieważ Kacper Tobiasz wyciągnął się i zbił ją na słupek. Skoro nie udało się Śląskowi, to kolejną okazję miała Legia. Josue przymierzył z dystansu, a Leszczyński zdążył tylko spojrzeć, jak piłka wbiła się w siatkę za jego plecami. Był gol? Nie, ponieważ sędzia odgwizdał spalonego w poprzedzającej strzał akcji. Zanim sędzia odgwizdał koniec połowy, Legia miała jeszcze słupek… tylko słupek.
Bramki były jak zaczarowane, co potwierdza atak Śląska z 53. minuty. Tobiasz na dwa razy instynktownymi ruchami wybronił swoją drużynę. W Legii pudłowali z kolei najlepsi – jak nie Josue, to Rosołek, to znowu Baku. Nawet przedłużenie spotkania o 14 minut nie pomogło przełamać impasu.
Choć tylko remis, to ten wynik dla Śląska Wrocław jest wcale niezły. Tym lepszy, że udało się zatrzymać rozpędzoną ostatnio Legię. Wojskowi z Warszawy liczyli na komplet zwycięstw w ostatnich spotkaniach, ale Wojskowi z Wrocławia na to nie pozwolili. Cała sytuacja najwięcej radości wywołała chyba jednak w Częstochowie, bo tamtejszy Raków rozsiada się na czele ligi coraz wygodniej.