Lanie od Szwedów zgodnie z planem, honorowe trafienie Łyszczarczyka
Porażka w dogrywce z Łotwą pozostawiła spory niedosyt i pokazała, że Polska ma potencjał, by powalczyć z nominalnie silniejszymi zespołami. Pewnie myślelibyśmy podobnie również o spotkaniu ze Szwecją, gdyby w pierwszej okazji sam na sam okazję wykorzystał Dominik Paś.
Sprawdź szczegóły meczu Szwecja - Polska
Zamiast prowadzenia wkrótce pojawiły się jednak dwie bramki straty, co trudno uznać za niespodziankę w starciu z naszpikowaną gwiazdami NHL ekipą ze Skandynawii. Marcus Johansson już po trzech minutach dał prowadzenie Szwedom, a po sześciu poprawił Lucas Raymond.
Polacy szukali szczęścia głównie z kontry i z czasem zyskiwali nieco więcej werwy, świetny okres notując szczególnie na początku drugiej tercji. Niestety, ponownie decydowała skuteczność i to Szwecja zdobyła trzecią bramkę (Erik Karlsson w 23. min), a kary indywidualne dla Urbanowicza i Wałęgi nie pomagały Polakom.
Nie mając nic do stracenia Biało-Czerwoni znaleźli w końcu drogę do bramki, tuż po starcie trzeciej tercji, nawet jeśli pokrętnie. Łyszczarczyk szedł sam na sam, minął się z bramką, ale zza niej uderzył i krążek od pleców Gustavssona wtoczył się do bramki.
Połączenie czujności Zabolotnego w bramce i dyscypliny defensywnej długo utrzymywało niezły z polskiej perspektywy wynik, ale końcówka bezsprzecznie należała do faworytów. Korzystając z gry w przewadze Andre Burakovsky i Karlsson zdobyli dwie szybkie bramki, ustalając wynik na 5:1.
Tym samym Polska, po dwóch rozegranych meczach, zsuwa się na ostatnie miejsce z najniższym dorobkiem podczas trwających mistrzostw świata elity.