Planowa przegrana ze Słowacją pomimo bardzo solidnych okresów Polaków
Ponieważ kibice Biało-Czerwonych w meczach ze Słowacją przyzwyczaili się już do wysokich porażek, nawet laicy wiedzieli, że południowi sąsiedzi będą zdecydowanym faworytem czwartego meczu grupowego podczas rozgrywanej w Ostrawie grupy B mistrzostw świata.
Sprawdź statystyki meczu Słowacja - Polska
Walczący o czołowe lokaty Słowacy rozpoczęli mecz bardzo dobrze, a polskich kibiców musiało martwić, że już po dwóch minutach – szybciej niż w poprzednich meczach rywale objęli prowadzenie. Poza zasięgiem Fucika krążek wepchnął Lukas Cingel.
Biało-Czerwoni zdołali nieco okrzepnąć, a Tomas Fucik zdążył wykazać się świetnymi obronami, gdy faworyci podwoili prowadzenie w 12. minucie pojedynku, tym razem za sprawą Tomasa Tatara. Polacy tercję kończyli osłabieni po dwóch karach, a choć Słowacja w ataku musiała robić wrażenie, to stopniowo gra nieco się wyrównywała.
Jej tempo niezmiennie dyktowali faworyci, jednak Polska defensywa sprawiała im coraz więcej problemów, a bramka pozostawała niezdobyta w akcji za akcją. W zremisowanej 0:0 drugiej tercji chwilami presja wywierana przez Biało-Czerwonych musiała się podobać i można było zacząć odczuwać niedosyt, że jeszcze nie mamy kontaktu - jak choćby po obronionym uderzeniu Wałęgi - zwłaszcza marnując kolejne okresy w przewadze, po których najlepszymi wspomnieniami były pojedyncze celne uderzenia. Tę część meczu kończył niecelny strzał Bryka w przewadze po kolejnej karze dla Regendy.
Jeśli pierwsza część pozwoliła złapać równowagę po pierwszych ciosach, a druga rozochociła Polaków w ofensywie, to trzecia zaczęła się naprawdę okazale, od kolejnych ataków Biało-Czerwonych. Fucik wciąż pozostawał nie do przejścia, po pierwszych golach broniąc kolejno już blisko 30 strzałów, tyle że musiał zejść z tafli z urazem na niecałe 10 minut przed końcem. Zabolotny nie zdołał dowieźć bagażu zaledwie dwóch bramek – gdy Peter Cehlarik na niecałe trzy minuty przed końcem meczu przełamał opór wciśnięciem krążka pod leżącym golkiperem, niemal natychmiast na 4:0 poprawił Cingel.
Porażka do przełknięcia, ale jej wymiar boli szczególnie biorąc pod uwagę, jak długo Biało-Czerwoni skutecznie odpierali słowackie ataki. Ofensywna nieskuteczność to osobny problem, większy niepokój budzi strata niesamowitego w bramce Fucika.