Polacy spełniają marzenia pod wodzą Słowaka. Kaláber nie może się doczekać meczu z rodakami
Kiedy przejmowałeś drużynę, graliście tylko w trzeciej najwyższej kategorii Mistrzostw Świata i graliście przeciwko takim drużynom jak Serbia, a teraz mierzycie się z gwiazdami NHL. Nie musisz się czasem uszczypnąć, jeśli to prawda?
"Ostatni rok był spełnieniem marzeń. Mieliśmy taką atmosferę w drużynie, że każdy zawodnik był przekonany, że jedziemy do Nottingham po awans do elity. Mamy kilku doświadczonych zawodników, którzy grali 20 sezonów w seniorach i nie mieli okazji zagrać na najwyższym poziomie. To było ich marzenie i dziś je spełniają. To ogromne wyzwanie dla nas wszystkich, drużyna jest ponownie dobrze skonfigurowana. Staramy się być godnym przeciwnikiem dla każdego, chcemy zadowolić naszych fanów i pokazać zagranicznym kibicom, że nie znaleźliśmy się tutaj przez pomyłkę".
To musi być ogromne przeżycie dla samych zawodników. Czy widzisz ich cieszących się mistrzostwami?
"Jestem osobą, która nienawidzi przegrywać i nie potrafi przegrywać, jeszcze nikt mnie tego nie nauczył. Ale muszę powiedzieć, że na przykład porażka ze Szwecją była najpiękniejszą w moim życiu. Przegraliśmy 1:5, ale wynik mógł być lepszy. Sześć minut przed końcem było 1:3, a my już układaliśmy plan na końcówkę meczu i myśleliśmy o grze w przewadze. Kiedy zobaczyłem, jak chłopcy dobrze się bawili przeciwko tak silnemu przeciwnikowi, a każda zmiana była dla nich wspaniałym przeżyciem... Nie tylko dla mnie, ale także dla nich było to bardzo pozytywne. Można z tego wyciągnąć wiele dobrych rzeczy".
Już w meczu otwarcia turnieju byliście blisko zwycięstwa z Łotwą, a ostatecznie odebraliście im przynajmniej cenny punkt...
"Muszę powiedzieć, że jak na razie jesteśmy zadowoleni z występu. Jesteśmy zorganizowani, oddajemy serce, pokazujemy charakter i poświęcenie. Bez tego nie moglibyśmy rywalizować z takimi drużynami. Wszystko to działa na naszą korzyść i jestem z tego powodu szczęśliwy. Jako nowicjusz mamy najgorsze losowanie i zawodnicy muszą włożyć wiele wysiłku, aby rozegrać siedem meczów w dziesięć dni. Najlepsi mają na to 12 dni. Z całym szacunkiem, ale sam nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać. Jakość tutejszych drużyn jest ogromna. Mamy 90 procent zawodników z polskiej ligi. Już samo wzięcie całej drużyny z ligi czeskiej czy słowackiej byłoby odwagą, a co dopiero z ligi polskiej. Byłem więc niecierpliwy. Na razie jestem zadowolony, mamy nadzieję, że się utrzymamy".
Hokej nie należy do najpopularniejszych sportów w Polsce. Czy zainteresowanie nim wzrosło w kraju po awansie do elity?
"To kolejna rzecz, która mnie cieszy. Możemy promować tak fajną dyscyplinę jak hokej. Wielu Polaków nawet nie wie, jak wygląda hokej na lodzie. Słowak czy Czech nie wyobraża sobie, że na siatkówkę przychodzi 6 tysięcy ludzi i jest lepsza atmosfera niż na hokeju. Dla nas z tych hokejowych krajów jest to niezrozumiałe. Mnie też zajęło trochę czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. Hokej w Polsce jest dziesiątą dyscypliną pod względem popularności i myślę, że każdy taki dobry wynik może sprawić, że ludzie zaczną nam kibicować nie tylko w domu przed telewizorem, ale też przyjadą na Mistrzostwa Świata."
Średnia wieku drużyny wynosi ponad 30 lat. Czy taki był zamiar, czy po prostu nie ma z kogo czerpać wśród młodych?
"To się zgadza. Polska liga jest o tyle mocna, że można mieć w składzie 16 obcokrajowców. W związku z tym wielu młodym ludziom trudno jest się do niej dostać, ale z drugiej strony liga ma swoją jakość, która odpowiada temu, jak się obecnie prezentujemy. Gdyby była słaba, nie moglibyśmy grać na Mistrzostwach Świata z takimi przeciwnikami. W polskiej lidze wciąż możemy pracować młodymi napastnikami, trenerzy nie boją się dawać im szansy. Gorzej jest w bramce i obronie. Dlatego mamy najmłodszego zawodnika z tyłu, który będzie miał 30 lat. To jeden z powodów, dla których nie odchodzą. Lubię pracować z młodymi zawodnikami, ale nie mamy ich gdzie zabrać. Nie mają doświadczenia, a kiedy wystawiasz ich w Mistrzostwach Świata, nie mają jak sobie z tym poradzić. Potrzebują praktyki i doświadczenia. Więc z pewnością nie było to zamierzone, wzięliśmy najlepszych graczy, aby dać nam najlepszą szansę na pozostanie w elicie".
To duży problem dla przyszłości polskiego hokeja, jak go rozwiązać?
"To zależy od federacji i klubów. Muszą przemyśleć obecną sytuację pod kątem przyszłości. Stworzyć jakiś plan, aby bardziej zaangażować polskich zawodników w rodzimej lidze i stworzyć im warunki do rozwoju."
W przeszłości prowadziłeś nawet Bułgarię, to również musiało być ciekawe doświadczenie...
"Byłem w Jastrzębiu przez trzy lata i dostałem telefon od byłego kolegi z drużyny, który ożenił się w Bułgarii i tam mieszkał, mówiąc, że potrzebują trenera do reprezentacji. Powiedział mi więc, czy mógłbym mu pomóc kogoś znaleźć. Kiedy zapytałem, wszyscy na mnie spojrzeli (śmiech). Mistrzostwa Świata były rozgrywane w Kapsztadzie, w RPA, więc z pewnej recesji zgłosiłem swoją kandydaturę. Zajęliśmy drugie miejsce, a w następnym roku w Sofii awansowaliśmy o kategorię wyżej. Tak więc podobały mi się nawet najniższe kategorie Mistrzostw Świata. Ponownie było to doświadczenie pracy z zawodnikami, którzy mają mniejszą jakość i doświadczenie w grze. Konieczne było dostosowanie się i wyciągnięcie jak najwięcej z zespołu".
Kiedy odchodziłeś z Trencina do Jastrzębia w 2014 roku, pewnie nie marzyłeś, że wytrzymasz w Polsce 10 sezonów, prawda?
"Nie ma mowy. Kiedy po raz pierwszy przyszedłem tam z Trencina, gdzie jest ogromna hala na siedem tysięcy osób, sam nie byłem pewien, czy dobrze robię. W Jastrzębiu jest hala na dwa tysiące widzów, podobna do hali treningowej w Ostrawie, może trochę większa. Czułem jednak, że powinienem dokonać takiej zmiany. Teraz muszę powiedzieć, że to był dobry ruch z mojej strony. Jestem tam bardzo szczęśliwy i z perspektywy czasu bardzo się z tego cieszę".
Więc nie planujesz powrotu na Słowację w najbliższym czasie?
"Nie, podpisałem nowy kontrakt z klubem na kolejne trzy sezony, a mój kontrakt z reprezentacją narodową jest ważny jeszcze przez rok. Cieszę się, że mogę pracować z najlepszymi polskimi hokeistami. Do tej pory mieliśmy tylko dobre wyniki, z wyjątkiem kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich, kiedy to ponieśliśmy porażkę u siebie z Ukrainą. Ale taki jest hokej, wyrównuje się poziom i wciąż nie można tylko wygrywać. Wracając do pytania, nadal mieszkam na Słowacji, mam tam rodzinę, choć moje córki mają własne życie. Z Jastrzębia do Dubnicy nad Wagiem jest 150 kilometrów, dojeżdżam dwa razy w tygodniu. Nie mam z tym problemu, w zasadzie jestem w domu. Jeśli trenuję w Liptowskim Mikulaszu lub Jastrzębiu, odległość jest taka sama, tylko jestem w obcym kraju".
Środowy mecz ze Słowacją będzie dla ciebie wyjątkowy...
"Nie mogę się doczekać tego meczu. Cieszyłem się już na niego, gdy awansowaliśmy. Głównie dlatego, że atmosfera tutaj będzie fantastyczna. Słowacy potrafią ją stworzyć. Kiedy graliśmy mecz eliminacyjny w Żylinie, to już było nierealne. Przyszło pięć tysięcy ludzi, tutaj będzie dziewięć. Dodajmy do tego Polaków i spodziewam się jednej z najlepszych atmosfer, jakie będziemy mieli w Ostrawie. Słowacy mają silną drużynę, ale my mamy już pewne doświadczenie z trudnych meczów. Ograliśmy ich i Duńczyków podczas przygotowań, Łotyszy na Mistrzostwach Świata, Szwedów. Z każdym meczem drużyna idzie do przodu, myślę, że możemy być silniejsi niż dziesięć dni temu w Żylinie".