Prezes PZHL: Mistrzostwa świata to gra o lepszą przyszłość hokeja w Polsce
Polacy zainaugurują udział w imprezie w sobotę spotkaniem w Ostrawie z Łotwą, potem ich rywalami będą kolejno ekipy Szwecji, Francji, Słowacji, USA, Niemiec i Kazachstanu. Druga grupa będzie rywalizowała w Pradze. Dwie najgorsze drużyny spadną do Dywizji 1A.
"Szanse na pozostanie w tym gronie oceniam w miarę wysoko. Na pewno Kazachstan i Francja to zespoły w naszym zasięgu" – zaznaczył Minkina.
Jak przyznał, dzięki wsparciu ministerstwa sportu i turystki kadrowicze mieli bardzo dobre warunki przygotowań.
"Nasza drużyna w ciągu dwóch lat awansowała z trzeciego poziomu do elity. To jest dostrzegane. Dzięki temu mamy wsparcie. Kadrowiczom niczego nie brakuje pod kątem sprzętowym, bytowym, itp. 31 zawodników dostaje również miesięczne stypendia dzięki resortowi. To są takie środki, których nigdy nie było" – tłumaczył.
Nie ukrywał, że ubiegłoroczny awans ułatwił życie hokejowej federacji. "Dzięki takim sukcesom rośnie rozpoznawalność polskiego hokeja, a po drugie przyczynia się – a myślę, że będzie jeszcze lepiej w tej kwestii - do pozyskiwania stałych sponsorów" – wskazał.
Przed zakończonym już sezonem pierwszym w historii tytularnym sponsorem rozgrywek ekstraligi hokeja na lodzie kobiet i mężczyzn została Grupa Tauron. Umowa została zawarta na cztery lata. U progu przygotowań do MŚ sponsorem głównym reprezentacji Polski na trzy lata została Grupa Westminster, europejska firma z branży nieruchomości.
"To efekt gry naszych hokeistów. Te sukcesy – przede wszystkim sportowe - są wynikiem pracy zawodników, trenerów, wszystkich ludzi tworzących szeroko pojęte zaplecze polskiego hokeja" – dodał Minkina, szefujący PZHL od sześciu lat.
"Myślałem, że wszystko pójdzie szybciej, ale zablokował nas covid. Straciliśmy dwa lata i to się przyczyniło do przeciągającej się trudnej sytuacji związku. Teraz są już realne prognozy, że pójdziemy do przodu. Tym bardziej, że otwarcie naszej ligi dla obcokrajowców – za co byłem krytykowany – przyczyniło się do podniesienia poziomu również polskich zawodników. Rywalizacja w ekstralidze poszła w górę, jest więcej drużyn na podobnym poziomie. O mistrzostwo kraju już nie biją się dwa zespoły, tylko cztery, pięć, może sześć. To z kolei przekłada się na rosnącą frekwencję na meczach" – tłumaczył.
Minkina przekazał, że związek mocno rozwinął własną telewizję internetową. "Nadal jednak mamy wiele do zrobienia. Chcielibyśmy, aby przynajmniej jeden mecz kolejki był transmitowany w telewizji publicznej. Jeśli nie, to przymierzamy się do tego, by w każdą niedzielę o godz. 15 było pokazywane spotkanie sezonu zasadniczego w naszym kanale otwartym" - wspomniał.
Jego zdaniem związek potrzebuje jeszcze trzech, czterech lat, by ostatecznie stanąć na nogi po finansowych zawirowaniach.
Przyznał, że federacja stara się o zapewnienie kadrowiczom premii z występ w MŚ.
"Walczymy o sponsorów, na pewno zawodnicy, po zrealizowaniu celów na turnieju, będą również uhonorowani" – zakończył.
PZHL kilka lat temu popadł w finansowe tarapaty. W lutym 2018 roku okazało się, że źle została rozliczona została ministerialna dotacja, były też zaległości wobec kontrahentów federacji. W związku doszło do zmiany prezesa, którym od listopada 2018 jest Minkina.
Podczas zjazdu wyborczego w 2021 poinformowano, że całość zobowiązań PZHL oszacowana została na ponad 18 mln złotych wraz z odsetkami, w tym 10 mln było objęte zajęciami komorniczymi. W ówczesnym sprawozdaniu komisji rewizyjnej podkreślono, że dług najszybciej wzrósł w latach 2016–17 - z dziewięciu do 16 mln złotych. Od 2018 trwa restrukturyzacja zadłużenia i wdrażanie programu naprawczego.