Hurkacz awansował do trzeciej rundy Rolanda Garrosa po niemal pięciogodzinnej batalii
Pierwsze piłki zwiastowały dobry dzień Polaka, który po trzynastu wymianach prowadził 3:0 w gemach, oddając rywalowi tylko jeden punkt. Griekspoor popełniał sporo błędów i wszedł w mecz dopiero po kilkunastu minutach gry. Hurkacz miał pewne problemy w swoim gemie serwisowym przy prowadzeniu 3:1, ale zdołał pokazać swój najlepszy tenis, kończąc piłki winnerami. Regularnie pojawiał się przy siatce, posyłając trudny precyzyjny smecz.
Do końca seta zabrakło już przełamań, bo Holender wrócił do gry i potrafił punktować przy swoim serwisie. Pewne problemy Polaka pojawiły się przy prowadzeniu 5:3, gdy serwował na wygranie partii, ale ostatecznie wyszedł z opresji i zakończył tę część gry bardzo ładnym wolejem przy siatce. Hurkacz imponował wieloma takimi zagraniami i świetnie radził sobie właśnie w tym elemencie gry, mimo że przez całe spotkanie przy siatce częściej meldował się jego rywal.
Druga odsłona pojedynku zaczęła się od gorszej dyspozycji najlepszego polskiego zawodnika, który szybko dał się przełamać i przegrywał 1:2 w gemach, ale na szczęście szybko odrobił straty i od stanu 2:2 drugi set był bardzo wyrównany. Griekspoor nie odstawiał ręki i grał bardziej agresywnie, a obu zawodnikom zdarzały się zarówno udane akcje zakończone winnerami, jak i prostsze błędy, które uniemożliwiały zdominowanie spotkania jednemu z nich.
Niestety do kolejnego przełamania w tym secie doszło w najgorszym dla Hurkacza momencie - przy stanie 5:6, gdy Polak serwował, by doprowadzić do tie-breaka. Z uwagi na dobry return Holendra, jak i niewymuszone błędy Polaka, jego rywal wygrał tego gema do zera, nie dając już szans Hurkaczowi na odrobienie przełamania.
Trzeci set był na pewno najbardziej wyrównanym, nie tylko dlatego, że zabrnął aż do tie-breaku, ale także dlatego, że zawodnicy ani razu się w nim nie przełamali. Bliżej tego był jednak Hurkacz, który na przestrzeni całej trzeciej partii miał cztery piłki na przełamanie, a Holender żadnej. Niestety jednak Polakowi nie udało się żadnej z nich wykorzystać.
Przyjął on pasywną postawę przeciwko rywalowi, który grał zdecydowanie odważniej i przejął inicjatywę w poszczególnych wymianach. To powodowało, że Hurkacz nie był w stanie wyrobić sobie przewagi.
Sam tie-break zaczął się dla niego bardzo źle, bo po małym przełamaniu przegrywał 2-4, a po chwili już 3-6, co dało Griekspoorowi aż trzy piłki setowe. Wtedy zaczęła się jednak świetna seria Polaka, który posyłając dwa soczyste winnery oraz wykorzystując dwa błędy rywala, wyszedł na prowadzenie 7-6 i sam miał setbola. Okazało się jednak, że o niczym to nie znaczyło, bo tie-break wydłużył się praktycznie dwukrotnie, a w jego trakcie działy się dość niecodzienne obrazki: jeden punkt Holender stracił przez zerwanie się naciągu w rakiecie, a jeden musiał zostać powtórzony przez kibica, który wykrzyknął, że piłka była autowa, a zareagowała na to dziewczynka od podawania piłek, która wbiegła na kort.
Po całej serii straconych piłek setowych i małych przełamań, niestety zwycięsko z trwającej 24 minuty batalii w trzynastym gemie wyszedł Griekspoor, który wygrał 15-13 i był o seta od wygrania meczu po niemal trzech godzinach gry.
Początek czwartej partii był w zasadzie kontynuacją wcześniejszych wydarzeń. Obaj zawodnicy nie oddawali swoich gemów serwisowych, brakowało nawet punktów na przełamanie. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero w siódmym gemie, gdy niestety tym serwującym był Hurkacz. Polak łatwo przegrał do 15, a od tego momentu czwarty set nabrał rumieńców.
Obaj bardzo szybko doszli do stanu 5:4 dla Holendra, a ten nowymi piłkami serwował na zakończenie spotkania. Hurkacz wyszedł jednak na tego gema naładowany energią. Pobudzał się gestem zaciśniętej pięści i mówił coś do siebie, próbował też zachęcić kibiców z polskimi flagami i koszulkami do dopingu.
Ta motywacja przyniosła efekty. Polak szybko uporał się z Griekspoorem w tym gemie, zmuszając go do błędów. Wtedy jeszcze bardziej prosił kibiców o wsparcie, a dwa asy serwisowe na początku kolejnego gema pokazywały, że jest on na fali. Ta zaprowadziła go do kolejnego tie-breaku.
Zaczął się on kapitalnie dla Polaka, który objął prowadzenie 5-0. Wychodziło mu na korcie absolutnie wszystko, a Holender był bezradny i wydawał się bardzo zmęczony. Mimo to zdołał jednak wyjść do stanu 5-6, broniąc trzech piłek setowych. Ostatnia z szans była jednak asem serwisowym Polaka, który doprowadził tym samym do piątego seta.
W piątym secie wciąż było bez zmian. Mimo ponad czterech godzin spędzonych na korcie, w trakcie których obaj uczestniczyli w długich i męczących wymianach, żaden z nich nie był wyczerpany i nie przeżywał kryzysów kondycyjnych.
Mimo że Hurkacz miał dwa break-pionty w pierwszym gemie ostatniej partii, doszło w niej do stanu 4:4. To wtedy pojawiło się pierwsze przełamanie, którego autorem był Polak. Wykorzystał on szóstą piłkę na przełamanie w tym secie, zagrywając świetny return. Później "pozostało mu" wygrać swojego gema serwisowego. Wykorzystał pierwszą piłkę setową przy stanie 40:15 przez wyrzucone na aut zagranie przez Holendra.
Rywalem Hurkacza w trzeciej rundzie będzie Juan Pablo Varillas, który dość niespodziewanie wrócił dziś ze stanu 0-2 i pokonał 1:6, 3:6, 6:3, 6:1, 6:1 Roberto Bautiste-Aguta.