Klasyk na zapleczu Ekstraklasy, grad goli Ruchu i ŁKS
Tuż po południu w niedzielę spod stadionu przy Cichej w Chorzowie ruszyły autobusy. Tak część kibiców dostaje się pod – wynajęty z konieczności – obiekt w Gliwicach. I choć do przejechania jest kawałek, to komplet widzów był gwarantowany. Jeszcze o północy w sobotę Ruch udostępnił 100 zwolnionych w ostatniej chwili miejsc, które rozeszły się momentalnie.
W sumie 9913 osób pojawiło się, by wspierać drużynę w walce z głównym kandydatem do awansu, ŁKS-em. Goście nie przyjeżdżali jednak na pożarcie, lecz żądni odebrania pierwszego miejsca, które łodzianie zajmowali przed Niebieskimi. I zaczęli całkiem nieźle, gdy Pirulo posłał wysoką piłkę do Janczukowicza w 26. minucie, a ten z bliska nie dał szans Bieleckiemu.
Chorzowianie ruszyli do odrabiania momentalnie, choć pierwszy strzał był niecelny. Kolejna próba sprawiła jednak, że po 30 minutach było 1:1. Piłkę przepuszczoną przez kolegów celnie uderzył podbiciem Wojtowicz i interweniujący Bobek nie miał jej w zasięgu. W 37. minucie Kobusiński i Szczepan jeszcze poprawili, gdy we dwóch mijali obronę ŁKS-u jak kołki, a ten drugi wsunął piłkę pod poprzeczkę.
Ruchowi mogło się wydawać, że na przerwę zejdzie z prowadzeniem. Jednak w piątej (!) minucie doliczonego czasu rzut wolny dla łodzian skończył się wyrównaniem, gdy wrzutkę głową przedłużył Maciej Dąbrowski. Po bardzo wysokiej temperaturze pierwszej połowy ta druga zaczęła się ostrożnie, jakby żadna z drużyn nie chciała już oddać rywalom ani jednej bramki.
Długo ta sztuka się udawała, aż w 81. minucie ŁKS wmęczył trzecią bramkę. Pierwszy strzał obronił Bielecki, drugi też, ale za trzecim razem pechowe odbicie od Sadloka skończyło się samobójem. W 90. minucie stadion przy Okrzei oszalał, gdy tym razem gospodarze wcisnęli rywalom gola w ogromnym chaosie przed bramką. Sędzia pozbawił ich złudzeń – po analizie VAR bramki nie uznał.
Niebiescy nie odpuszczali jednak i w doliczonym czasie udało im się wywalczyć rzut karny. Co VAR zabrał im chwilę wcześniej, to oddał z końcem meczu. Była już 11. minuta (z pięciu doliczonych…), gdy Foszmańczyk pewnie wyegzekwował karnego i dał remis. Wynik nie zmienia sytuacji dwóch pierwszych drużyn, a cieszyć może Wisłę Kraków, która jest w pogoni za ŁKS-em i Ruchem.