Koncert Di Marii daje Juventusowi awans we Francji
Oba kluby przystępowały do rewanżu z trudnej pozycji. Remis 1:1 w pierwszym starciu kładł znacznie większy ciężar na Juventusie, jednak oba zespoły łączy ten sam problem: nie mają realnych szans na powrót latem do Europy, przynajmniej nie dzięki rozgrywkom ligowym. Potrzebują więc sukcesu pucharowego – albo w krajowym pucharze, albo w tym europejskim.
Dobry wynik przywieziony przed tygodniem z Turynu podniósł temperaturę nie tylko na boisku, ale przede wszystkim na jaskrawo żółtych trybunach. Ten entuzjazm Kanarków zawodnicy z Włoch próbowali zgasić możliwie szybko i udało się temu, który w weekend pogrążył Spezię. Już w 5. minucie otrzymał piłkę na sam róg pola karnego i po raz pierwszy skierował ją w dalszy górny róg bramki z niewiarygodnym podkręceniem i precyzją.
Wytrącone z rytmu Nantes nie było w stanie złapać równowagi i przeciwstawić się niczym szczególnym. Zanim zresztą gospodarze zdołali, dostali kolejny cios. Po niewiele ponad kwadransie z boiska wyleciał Nicolas Palloi, a za jego przewinienie Stara Dama otrzymała karnego. Jego wykonanie przypadło w udziale Argentyńczykowi, a ten bez problemu podwoił swój dorobek.
Z dwiema bramkami i jednym zawodnikiem przewagi Juventus miał ten mecz w garści już w 20. minucie. Nic dziwnego, że goście szukali kolejnych bramek. Przed przerwą najbliżej był Filip Kostić, który trafił jednak tylko w słupek.
Trener Nantes próbował zmienić losy meczu zmianami taktycznymi i personalnymi, ale trudno było mieć złudzenia, że Kanarki dysponują atutami na wagę odrobienia strat. Dali radę strzelić na bramkę łącznie trzy razy (w pierwszej połowie ani jednego celnego strzału), ale to by było na tyle. Nicolò Fagioli i Manuel Locatelli doskonale dyrygowali środkiem pola, dając Juve ogromną przewagę w dysponowaniu piłką.
Swoje szanse miało kilku zawodników Juventusu, ale w czwartkowy wieczór tylko jednemu wolno było strzelić. Za trzecim razem Angel di Maria pokonał Lafonta w 78. minucie – tym razem dobijając futbolówkę głową. Choć Stade de la Beaujoire nazywany jest Żółtym Domem, to błyskawicznie zrobił się ponury, a trybuny ucichły.
Zawodnicy gospodarzy nie dali za wygraną, do ostatnich chwil walczyli choćby o honor. Wojciech Szczęsny był jednak gwarancją czystego konta Juventusu. Teraz na drużynę z Piemontu czeka rywal potencjalnie znacznie silniejszy, wśród możliwości jest choćby Arsenal.