Lech nie patrzył na Hapoel, ograł Villarreal i walczy dalej
Przed ostatnim meczem fazy grupowej Lech Poznań wiedział, że z utytułowanym Villarrealem trzeba wygrać. W przeciwnym razie trzeba by liczyć, że bezzębna Austria Wiedeń urwie punkty zdeterminowanemu do walki o awans Hapoelowi Beer-Sheva. Ponieważ Izraelczycy ostatecznie wygrali 4-0, bardzo słusznie trener Van der Brom nastawił poznańską drużynę na zwycięstwo.
W pierwsze minuty pewniej weszli przyjezdni z Hiszpanii i to oni w początkowych 10 minutach byli aktywniejsi. Strzelanie na dobre zaczęło się od 11. minuty, a inicjatorem był pomocnik gości Jackson. Minutę później to przyjezdni stracili piłkę i Ishak strzelał, ale też niecelnie. Kolejna minuta i kolejny strzał – znów Jackson. Tym razem bronił Bednarek. Lech nie pozostawał dłużny – Kvekveskiri próbował załadować z dystansu. W 15. minucie to znów Villarreal szukał sposobu, ale ponownie bez skutku. Pięć minut i pięć strzałów.
Na chwilę mecz nieco zwolnił – Lech w obronie był mocno naciskany, ale wystarczyło postawić tamę Hiszpanom i to oni nie odnajdywali się optymalnie w defensywie. W 20. minucie Skóraś świetnym wejściem dał szansę Ishakowi, ale ten źle przyjął i równie źle strzelał. Do 25. minuty padło już osiem strzałów, a dziewiąty oddał Coquelin minutę później. Niecelnie. Po 26. minucie szybka strata gości, dośrodkowanie i gol Lecha na 1-0. Najpierw główkował Marchwiński, a później dobijał Velde. Na raty, ale weszło.
Gdy minęło pół godziny, tempo gry nieco zwolniło. W zagrania Lecha wkradło się zbyt wiele niesprowokowanych błędów. To mogło być niebezpieczne o tyle, że gdy lechici gubili się w przyjęciu, Villarreal wymieniał bardzo precyzyjne podania. Na szczęście nic z tych podań do przerwy nie wyszło.
Po przerwie Lech wpuścił przyjezdnych na swoją połowę i przez pięć minut ci próbowali coś z tego stworzyć. Stworzyli – niestety dla siebie – Kolejorzowi okazję do kontry. Wypad poszedł błyskawicznie, a współpraca wystawiającego Velde i strzelającego na 2-0 Skórasia to coś, co można oglądać wielokrotnie.
W 53. minucie odpowiedział Coquelin strzałem, ale wysoko nad bramką. Szybsza gra, większa pewność siebie Lecha i wciąż donośny doping 30 tysięcy kibiców Kolejorza – nawet bez strzałów ten mecz mógł się w kolejnych minutach podobać. I choć technicznie wciąż lepsi byli zawodnicy z Hiszpanii, to brakowało im pomysłu, a Lech nadrabiał entuzjazmem.
Żółta Łódź podwodna przez 20 minut drugiej połowy okazała się kompletnie bezradna, a determinacja Lecha tylko rosła. Dlatego w 68. minucie goście przeprowadzili dwie zmiany, weszli Arnaut Danjuma i Alberto Moreno. Na 20 minut przed końcem meczu Hiszpanie mieli już prawie 70 proc. posiadania piłki, ale ich największym sukcesem było wyeliminowanie Velde, który musiał zejść po kontuzji. Zastąpił go Alan Czerwiński. Przy okazji za Marchwińskiego wszedł Filip Szymczak.
A skoro dwie pierwsze zmiany nic przyjezdnym nie dały, to trener Quique Setien postanowił wprowadzić trzech nowych zawodników (Parejo, Capoue, Kiko) i… dostał niemal z marszu trzeciego gola w 77. minucie. Znów Michał Skóraś wbijał piłkę do siatki, tym razem po zagraniu Ishaka. A zaczęło się od wrzutu z outu na połowie gospodarzy.
Już od 80. minuty widać było, że jest po meczu. Czego Kolejorz nie miał w umiejętnościach, to miał w zaangażowaniu. A Villarreal pomimo pięciu świeżych zawodników nie wykrzesał z siebie więcej. Dość powiedzieć, że na drugi celny strzał goście czekali do 92. minuty. Żadnej drużynie już się nie spieszyło, sprawa awansu obu do kolejnej fazy Ligi Konferencji Europy była przesądzona.