Legia wciąż niepokonana, imponująca pogoń Astorii w końcówce
Przed wyjazdem do niegościnnej ostatnio Warszawy koszykarze Astorii Bydgoszcz liczyli na powtórzenie tego, co udało im się w pojedynku ze Śląskiem Wrocław. Wtedy w pierwszej połowie byli zdecydowanie lepsi, ale mecz uciekł im w pozostałych dwóch kwartach.
W stolicy Legia nawet w pierwszych minutach meczu nie pozwoliła bydgoszczanom liczyć na powtórzenie niezłego występu z Wrocławia. Rytm grze nadawali Garrett i Vinales, a do składu powrócił po kontuzji również Geoff Grosselle. Pierwszą kwartę udało się Zielonym Kanonierom zamknąć z wynikiem 24:19.
W drugiej bardzo szybko gospodarze odjechali Astorii na 10 punktów, potwierdzając sprawność rozkręcającej się warszawskiej ofensywy. Legioniści dochodzili już do 14 oczek przewagi, a Astorię w grze trzymali Henry, Frąckiewicz i Cayo. W połowie meczu na tablicy było już 51:39.
Na starcie trzeciej kwarty bydgoszczanie zmniejszyli stratę i chcieli nadgonić. W ich ofensywie brylował Myke Henry, ale to za mało, by zrównoważyć atuty Legii w ataku. Zamiast gonić, goście zaczęli jeszcze bardziej tracić dystans, w najgorszym momencie mając już 20 punktów do odrobienia i trzecia kwarta skończyła się wynikiem 77:58.
Wydawało się więc, że ostatnia ćwiartka będzie tylko formalnością, zwłaszcza po dołożeniu dwóch punktów przez Legię na jej starcie. Wtedy jednak w tryby stołecznych ktoś jakby wrzucił piach – legionistom nie wychodziło nic przez długi czas, a przyjezdni wrzucili wyższy bieg.
Od stanu 79:58 doszli do 79:74, a później do remisu 81:81. W tej części znaczną część swojego dorobku zanotował Henry, najlepiej punktujący zawodnik meczu. Dopiero w ostatnich sekundach kibice z Warszawy mogli odetchnąć, gdy Zieloni Kanonierzy odskoczyli ponownie, wygrywając 96:88.