Anita Włodarczyk: cały czas mam w głowie walkę o złoto igrzysk w Paryżu
"Chciałabym tutaj zdobyć medal, rzucić najlepszy wynik w sezonie. Traktuję te zawody jako przetarcie, przystanek przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu" - powiedziała PAP na Stadio Olimpico w Rzymie najbardziej utytułowana przedstawicielka rzutu młotem w historii.
Włodarczyk nie kryła, na co jest gotowa na tym etapie sezonu.
"Teraz powinnam już zakręcić się w okolicach 74 metrów. Jestem typem zawodniczki, która lubi startować w zawodach, a nie na treningach, więc mam nadzieję, że Rzym ułoży się po mojej myśli" - podkreśliła.
Pytana o przygotowania do tego sezonu odetchnęła głośno i powiedziała, że w końcu nie było żadnego pecha ani komplikacji.
"Od listopada zaczęliśmy przygotowania do sezonu olimpijskiego. Było wszystko ok. Zdrowie dopisywało, co mnie bardzo cieszy. W poprzednich sezonach wracałam do przygotowań po kontuzji i nie mogłam trenować na 100 procent. Tym razem cały okres przygotowawczy, szczególnie zimę, przepracowaliśmy mocno. Co prawda dla mnie to nie bardzo była zima, bo ja cały ten okres przesiedziałam w Katarze" - zaznaczyła z uśmiechem.
Jak dodała, trening siłowy "poszedł zdecydowanie do góry". Teraz - w jej ocenie - trzeba pracować nad powrotem szybkości.
"Mi upał w Rzymie przeszkadzał nie będzie" - wspomniała reprezentantka Polski, która na oficjalnym treningu była w świetnym humorze.
"To co przeżyłam w ostatnich miesiącach w Katarze - szczególnie w maju i na początku czerwca, bo tam było 45 stopni Celsjusza w cieniu - powoduje, że nic mnie nie zaskoczy. Tam nie dało się trenować rano, więc pracowaliśmy popołudniami i wieczorem. Robiliśmy to także pod kątem ME w Rzymie, gdzie finał będzie wieczorem. Tak, aby nieco przestawić zegar biologiczny" - tłumaczyła Włodarczyk.
Pytana, jaki cel na igrzyska może mieć trzykrotna mistrzyni olimpijska, odparła szczerze, że dość oczywisty.
"Nie wypada mi powiedzieć, że jadę tam po to, aby awansować do finału. Cały czas mam głowie walkę o złoty medal igrzysk" - przyznała otwarcie.
Mówiąc o zmianie pokoleniowej w polskiej kadrze wyraziła radość, że "jest młodzież, która ma już super wyniki". "Będą nasi następcy, to jest pocieszające" - oceniła.
Włodarczyk powiedziała, że wszystkiego jeszcze nie widziała, ale sporo świata zdążyła podczas sportowej kariery zwiedzić.
"Jest jeszcze dużo rzeczy, które chciałabym zobaczyć. Po zakończeniu kariery będę spełniała pozasportowe marzenia. Przez to, że trenuję, to pokochałam podróżować, pokochałam lotnictwo. To jest coś, co mnie kręci. Zawsze jak jadę na zawody, to jest jednak koncentracja na sporcie. Zawsze powtarzam, że na igrzyskach w Rio de Janeiro na Copacabanie byłam dopiero po starcie. Więcej nic w Brazylii nie widziałam. Człowiek jedzie na zawody i koncentruje się na tym, co ma zrobić. Do Rio czy do Tokio można przecież wrócić później" - zauważyła.
Przyznała, że marzy się jej podróż do Australii.
"To jest jeden z kontynentów, na których nie byłam. Zawsze to odwlekam, bo nie mam po prostu na to czasu. Gdy są wakacje, to jest dużo innych rzeczy do załatwienia, a do Australii na tydzień czy dwa nie ma sensu lecieć. Na Australię i Nową Zelandię trzeba poświęcić więcej czasu" - powiedziała Włodarczyk.
Dopytywana, czy chodzi o spotkanie np. kangurów i misiów koala z uśmiechem odparła: "Dokładnie!".