Marika Popowicz-Drapała: Mój synek tęskni w domu, ale jest dumny z mamy
"Mój synek zapytał mnie przed wyjazdem: 'czy nie możesz być normalną mamą i mieć normalną pracę i być jak wszystkie normalne mamy'" - powiedziała PAP w Rzymie specjalistka od biegu na 400 m.
Jej syn ma sześć lat. Sprinterka po urodzeniu dziecka nie dość, że wróciła na areny lekkoatletyczne, to dodatkowo zaczęła odnosić największe sukcesy w karierze. Do tego "przebranżowiła się" i przeszła z biegania 100 i 200 m, na niezwykle wymagający dystans 400 m.
"Moje dziecko wkroczyło teraz w etap bardzo dużej tęsknoty. Synek ma sześć lat. Ja też bardzo tęsknie, ale jestem dorosła i staram się sobie z tym radzić. Dzieci natomiast wszystko przeżywają na swój sposób i dla niego najważniejsze jest to, że mamy po prostu nie ma w domu" - podkreśliła zawodniczka z Bydgoszczy, nie kryjąc przy tym łez wzruszenia, które delikatnie napływały do oczu.
Przyznała jednak, że synek szybko dodaje: "Mamo, jestem z ciebie dumny".
"Mówi, że wie, rozumie i mi mocno kibicuje. Zawsze siada przez telewizorem i trzyma kciuki. Po prostu, ja to wiem i doskonale rozumiem, towarzyszy mu ogromna tęsknota. Staram się mu to wynagrodzić, wytłumaczyć. Mam nadzieję, że naprawdę jest dumny z mamy. Wspólnie czekamy na wakacyjny czas" - powiedziała Popowicz-Drapała.
Podkreśliła, że ma jeszcze "trochę rzeczy do zrobienia w lekkiej atletyce", ma też "trochę do udowodnienia".
"Jeden wspólny mianownik wszystkich bajek to happy end. Są w nich także cudowne zakończenia i piękny morał. Mam nadzieję, że tak będzie także w moim przypadku. Tak jak w każdej bajce były gorsze i lepsze momenty, ale jak wspomniałam - każda bajka kończy się happy endem" - powiedziała na Stadio Olimpico w Rzymie.
Popowicz-Drapale dużą radość sprawia to, w jakim kierunku poszła jej kariera po powrocie po przerwie macierzyńskiej. W ostatnich latach zdobyła m.in. srebro ME w sztafecie 4x100 w 2022 roku w Monachium, a także brąz HME w Stambule w 2023 roku w sztafecie 4x400 m.
W Rzymie będzie miała szanse medalowe w mikście 4x400 m (finał w piątek wieczorem), a także w żeńskiej sztafecie 4x400. Być może, bo nie takie historie widziała polska "królowa sportu", po raz kolejny w awaryjnym trybie zasili także sztafetę 4x100 m.
"Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Wiem, że nasza forma idzie w górę i mam nadzieję, że tutaj w Rzymie dostarczymy kibicom mnóstwo radości. To, co wydarzy się na igrzyskach w Paryżu, jest już zapisane w moim pamiętniczku. Mam nadzieję, że po krótkiej pauzie - bo teraz jesteśmy w Rzymie - po występie w Paryżu będę mogła ten pamiętnik otworzyć i pokazać, jakie piękne zakończenie jest w tej książce" - podsumowała lekkoatletka i już żartobliwie dodała: "Nie zdradzę tego, bo... nie wolno czytać książki od końca".