Małgorzata Hołub-Kowalik: "Brąz w Paryżu dla nas wszystkich byłby jak złoto, zapewniam"
Pod koniec sierpnia na świat przyszła Blanka Kowalik. O tym, czy pójdzie w ślady mamy i będzie multimedalistką światowych imprez w biegu rozstawnym na 4x400 m, trudno w tym momencie przesądzić. Wiadomo natomiast już teraz, że jej mama podjęła się być może najtrudniejszego wyzwania w długiej i przepełnionej sukcesami karierze. Za Hołub-Kowalik są już bowiem dwa obozy przygotowawcze do nowego sezonu. Cel jest jasny - pojechać na trzecie w karierze igrzyska olimpijskie, tym razem do Paryża.
"Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się aż takiej zmiany po urodzeniu dziecka. Życie sportowca to trochę egoizm. Obóz, jedzenie, regeneracja, fizjoterapeuta i dużo czasu na sen, ale teraz wszystko kręci się wokół córeczki i to ja muszę się dostosować do niej, a nie ona do mnie. Odnajduję się jednak w tym bardzo dobrze. Powiem więcej, teraz jeszcze bardziej doceniam to, co zrobiłam w sporcie, ale i doceniam siebie jako kobietę, jako mamę, jako żonę" - powiedziała PAP Hołub-Kowalik.
Przyznała, że cały czas jest w niej ambicja sportowa, ale skłamałaby, gdyby nie powiedziała o gorszych momentach.
"Pewnie, że w trudnych chwilach pojawiają się myśli, żeby sport zostawić i skupić się na zwykłym życiu. Udaje mi się jednak z tymi myślami, przynajmniej póki co, walczyć. Start w Paryżu, jeżeli zakwalifikuję się do składu naszej sztafety, będzie moim ostatnim w karierze. Dalszego przedłużania tej pięknej przygody ze sportem nie planuję" - wyznała, ale nie ukrywa też, że w sporcie będzie chciała zostać, choć już w innej roli.
Hołub-Kowalik twardo stąpa po ziemi i wie, że nie będzie już biegała na poziomie Natalii Kaczmarek.
"Czasu na przygotowanie dobrej formy nie ma dużo. Chcę jednak powalczyć o miejsce w sztafecie. Do treningów wróciły wszystkie najbardziej utytułowane dziewczyny, jak Justyna Święty-Ersetic czy Ania Kiełbasińska. Natalia jest w fenomenalnej formie. Nie po to te stare znów wylewają litry potu na treningach, aby był to start dla samego startu. Złoto igrzysk już mamy, mamy też srebrne medale. Wiadomo, że dziewczyny lubią brąz. Ten w Paryżu dla nas wszystkich byłby jak złoto, zapewniam" - podkreśliła Hołub-Kowalik.
Specjalistka od biegu na jedno okrążenie ma też w głowie pewną misję. Chce pokazać, że kobiety po urodzeniu dziecka nie muszą rezygnować z kariery sportowej.
"Obecnie jestem dla mojej córeczki naprawdę najważniejsza - top of the top. Ta mała osoba mi uświadamia dopiero, jak wartościowym jestem człowiekiem, a pewność siebie jest w sporcie bardzo ważna" - dodała.
Lekkoatletka przyznała, że kiedyś na obozach spała do godz. 7.40 i wstawała chwilę przed śniadaniem. Teraz pobudka następuje ponad godzinę wcześniej. Trzeba bowiem nakarmić córeczkę, wyszykować ją, a wcześniej rozbudzić, bo "jest małym śpioszkiem".
"Potem jest śniadanie, czas na zabawę, a na trening zbieram się pół godziny przed terminem. Bez babci byłoby bardzo trudno, ale ona robi wszystko, aby mi pomóc, a sama także spełnia się świetnie w tej roli. Na ostatnim obozie przez połowę była babcia, a potem mój mąż. Wsparcie najbliższych jest nieocenione. Wracając do rozkładu dnia - potem trening, po nim prysznic i wszyscy razem idziemy na obiad. Później znów zabawa, a w międzyczasie cztery razy zmiana pampersów. Normalka. Następnie drugi trening, a wieczorem powinna być regeneracją albo wizyta u fizjoterapeuty. W ciągu dnia mała może zostać z kimś, ale wieczorem liczy się tylko mama. Nie zawsze zatem na tę regenerację jest czas. Bawimy się więc znowu. Później kąpiel, a potem usypianie. Na końcu ewentualnie czas na fizjo, ale częściej na szybki sen, bo teraz nie odkładam go zbyt długo. W nocy wstaję raz czy dwa. Blanka nie budzi się często. Każdy młody rodzic powie, że to luksus" - śmieje się mistrzyni olimpijska z Tokio.
Jak zaznaczyła, nie umiałaby jechać na obóz bez dziecka, bo chwila treningu i... pojawia się tęsknota.
"Bycie mamą zmienia perspektywę. Co innego staje się najważniejsze. Miłość do córki jest na pierwszym miejscu. Dlatego pierwsze obozy były w Polsce - w Zakopanem i Wałczu. Być może na przełomie marca i kwietnia przyjdzie czas na pierwszy zagraniczny wyjazd - do ciepłego kraju" - przekazała.
Gdy biegaczka z Koszalina wybiega myślami w przyszłość - widzi już siebie na starcie w Paryżu. Z podekscytowaniem odpowiada na pytanie, czy widziałaby się w roli chorążej polskiej ekipy.
"Jest wiele bardziej topowych nazwisk" - odpowiada skromnie. "Na pewno jednak byłoby mi bardzo miło, gdyby była taka propozycja. Byłabym zaszczycona i dumna, niosąc polską flagę" - dodała młoda mama.
I podsumowała: "Sztafeta jedzie tam po medal. A po co innego...?!".