Lewandowski strzela gola do szatni, Cadiz bez punktów

Wieńczący niedzielne pojedynki piłkarskie mecz Barcelony z Cadiz zapowiadał się wyjątkowo jednostronnie z wielu powodów. Blaugrana jest niepokonana na Camp Nou, gdzie ostatniego gola straciła jeszcze w sylwestra. Cadiz wisi tuż nad strefą spadkową, a ostatni mecz wyjazdowy wygrało w połowie września.

A jednak przyjezdni z Kadyksu przyjechali bardzo dobrze przygotowani i przez niemal całą połowę doskonale neutralizowali ofensywne atuty Dumy Katalonii. Nie przeszkadzało im zamknięcie na własnej połowie czy nawet gra 8-9 zawodników wewnątrz pola karnego, byle nie pozwolić gospodarzom na uzyskanie prowadzenia.

Tu trzeba przyznać, że Barca również nie forsowała się szczególnie w ataku, Robert Lewandowski był mało widoczny. Skrzętnie pilnowany przez obrońców snajper długo nie mógł znaleźć miejsca, by zagrozić Cadiz. Mało tego, żółto-niebiescy parokrotnie bardzo groźnie wychodzili z kontrami i właśnie oni jako pierwsi trafili do siatki. Strzał Rogera Martiego z 19. minuty padł ze spalonego i nie został uznany, ale tak on, jak Bongonda wysłali poważne ostrzeżenie gospodarzom.

Po katalońskiej stronie w najjaśniejszą gwiazdą był bez dwóch zdań Ferran Torres, który najlepiej czytał skomasowaną obronę Cadiz. To właśnie on posłał piłkę na głowę Lewandowskiego w 41. minucie, do której Polak wyskoczył jednak zbyt wysoko i nie skierował do bramki. Minutę później ponownie Torres wszedł w pole karne, pokonał dwóch obrońców i odegrał do Lewego, który tym razem zaliczył efektownego szczupaka. Było blisko, ale odbita piłka wypadła z powrotem przed bramkę. Dobił ją więc Sergi Roberto i na jego strzał sposobu już nie było.

Raz napoczętych przyjezdnych Katalończycy atakowali dalej i w końcu wstrzelił się również kapitan reprezentacji Polski. Już w doliczonym czasie gry Lewandowski dostał piłkę na krańcu pola karnego i bezlitośnie pokonał Jeremiasa Ledesmę. Bramkarz spodziewał się strzału w drugą stronę i nie miał szans. To był pierwszy gol Polaka na Camp Nou od 23 października, a pierwszy dla Barcelony od 31 grudnia.

Mając komfortowe prowadzenie Barcelona weszła nieźle w drugą połowę i już po 10 minutach kolejną świetną okazję miał Lewandowski. Odnalazł się doskonale w polu karnym i próbował przelobować bramkarza, ale piłkę posłał minimalnie zbyt wysoko i wylądowała na poprzeczce. Parę minut później swoje drugie trafienie dla drużyny gości zaliczył Roger Marti i ponownie nie zostało ono uznane. Tym razem sam napastnik zachował się wzorcowo, wcześniej jednak faulowany był Marc-Andre ter Stegen.

Na szczęście dla ponad 70 tysięcy kibiców na Camp Nou mecz otworzył się nieco bardziej i zyskał na tempie, którego przez większość pierwszej połowy brakowało. Po 70 minutach Xavi zdecydował o zdjęciu Lewandowskiego, którego zastąpił Raphinia. Sądząc po postawie całej ofensywy Katalończyków, nie pojawiły się wraz z nim instrukcje dalszych ataków, bowiem niemal wyłącznie Cadiz starało się o zmianę wyniku. Bardzo dosłownie, zresztą: od przerwy do 90. minuty Barcelona nie oddała żadnego celnego strzału.

A że Cadiz może ukąsić, Blaugrana przekonała się na nieco ponad 10 minut przed końcem spotkania. Najpierw Ter Stegen rzucił się i zdusił piłkę, za drugim razem zdołał już tylko sparować na słupek, a za trzecim miał szczęście, że strzał poszedł ponad bramkę. Na pięć minut przed końcem ponownie obity był słupek Dumy Katalonii. W samej tylko drugiej połowie Cadiz 9-krotnie atakowało bramkę, nie zmieniając jednak wyniku.