Lider poległ. Everton zwycięski w debiucie Seana Dyche'a
Pierwsze minuty były bardzo spokojne po obu stronach. Podopieczni Seana Dyche'a musieli przyzwyczaić się do założeń nowego szkoleniowca i zarazem podeszli do Arsenalu z dużym respeketem, jak do lidera Premier League przystało. Kanonierzy nie potrafili złapać jednak odpowiednich obrotów i stworzyć sobie sytuacji bliżej bramki Jordana Pickforda.
Dość nieoczkiewanie pierwszą świetną okazję na bramkę mieli gosodarze. Po błędzie Bena White'a w 33. minucie lewym skrzydłem ruszył Amadou Onana, który wbiegł z piłką w pole karne i posłał podanie wzdłuż linii bramkowej, które minęło Aarona Ramsdale'a. Na piłkę nabiegał Dominic Calvert-Lewin, któremu zabrakło dosłownie kilku centymetrów, by na wślizgu wpakować futbolówkę do siatki z bliskiej odległości.
Był to pierwszy sygnał alarmowy dla Arsenalu. Drugi nadszedł kilkadziesiąt sekund później, gdy strzał głową oddawał Abdoulaye Doucoure. Kanonierzy musieli wziąć się w garść i faktycznie potrafili się odgryźć. Groźny strzał z pola karnego oddał Bukayo Saka. Piłka minęła już stojącego między słupkami Evertonu Pickforda, ale z linii wybijał ją dobrze ustawiony Conor Coady.
Pierwszą połowę kończyło uderzenie głową Calverta-Lewina, które nie było jednak wystarczająco precyzyjne, by wyprowadzić gospodarzy na prowadzenie.
Po pierwszej części gry było jednak wiadomo, że Everton Dyche'a to zupełnie inna drużyna niż z czasów Franka Lamparda. The Toffees wykazywali bardzo duże zaangażowanie, sumiennie bronili dostępu do własnej bramki, atakowali rywali pressingiem i potrafili stworzyć sobie swoje sytuacje. Arsenal był za to lekko zagubiony i wytrącony ze znanego sobie rytmu. Ofensywa Kanonierów do przerwy nie wrzuciła nawet trzeciego biegu.
Po przerwie drużyna Mikela Artety nie zmieniła swojego oblicza. Zasieki Evertonu były na tyle gęste, że nie potrafili się w nich odnaleźć Saka, Gabriel Martinelli czy Eddie Nhetiah. Tuż przed upływem godziny gry hiszpański menedżer zdecydował się na dwie odświeżające zmiany i skorzystał z dwóch zawodników sprowadzonych w styczniowym okienku transferowym. Leandro Trossard wszedł w miejsce Martinellego, a Jorginho zastąpił Thomasa Parteya.
Na ich nieszczęście weszli oni w idealnym momencie, by z perspektywy murawy oglądać gola dla gospodarzy. Była to bramka rodem z Turf Moor - obiektu Burnley. Z rzutu rożnego dośrodkowywał były piłkarz tego klubu - Dwight McNeil, a strzał do siatki oddał James Tarkowski, który zasilł Everton, opuszczając właśnie Burnley. W dodatku na ławce trenerskiej mieliśmy przecież Seana Dyche'a. Duchy z Burnley zaczęły unosić się nad Goodison Park.
W kolejnych minutach Arsenal postanowił ruszyć oczywiście do częstszych ataków, ale nie sprawiały one wielkiego problemu dla defensywy The Toffees. Świetne zawody zagrali Tarkowski i Coady, a w bramce pewnie sprawował się Pickford.
Fani Evertonu mogą odetchnąć. Nowy trener sprawił, że ich klub wygrał pierwszy mecz w lidze od października, a zarazem opuścił strefę spadkową.
Dla Kanonierów była to za to dopiero druga porażka w tym sezonie Premier League. Tym samym podopieczni Artety dali szansę Manchesterowi City, by ten zbliżył się w tabeli do lidera na zaledwie dwa punkty.