Pechowy Strasbourg wciąż tylko z jedną wygraną
Nowy rok nie zaczął się najlepiej dla zawodników i kibiców ze Strasbourga. Niedawno mieli okazję okraść z punktów PSG i ją zaprzepaścili. Dziś przyszło im walczyć z Troyes, które również było w zasięgu. Było, ale punktów znów nie ma.
Mecz rozpoczął się fatalnie dla gospodarzy, którzy i tak grali w ciszy po bojkocie ultrasów z powodu pory rozgrywania meczu. Na domiar złego inni obecni kibice (a trzeba im oddać, że wciąż chodzą tłumnie!) mogli stracić entuzjazm, gdy po 20 minutach było 0:2. Najpierw w 16. minucie strzelał Wilson Odobert, a odbita od obrońcy piłka spadła pod nogi innego zawodnika Troyes, Renauda Riparta. Z bliska nie miał wątpliwości i wyprowadził gości na prowadzenie. Zaledwie cztery minuty później poprawił Rony Lopes.
Dla drużyny, która przez cały sezon nie wygrała u siebie, taki wynik brzmi jak gwóźdź do trumny. Jednak w Strasbourgu mieli czas się przyzwyczaić i grali dalej. Matz Sels bronił kolejne strzały, a Alzatczycy wrócili do gry kilka minut przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. W 41. minucie główka Habib Diallo zmieniła wynik na 1:2, zapowiadając ciekawą drugą połowę.
Ta faktycznie zaczęła się ciekawie, ponieważ po dziewięciu minutach na 2:2 trafił Ismaël Doukouré. Jego strzał z ponad 20 metrów w górny róg mógł ponownie tchnąć wiarę w gospodarzy. Kolejne minuty nie przynosiły jednak rozstrzygnięcia pomimo 17 prób Strasbourga (w tym siedmiu celnych). Miał co robić w tym meczu polski bramkarz Mateusz Lis, jednak więcej goli miejscowi już nie strzelili. Za to dla przyjezdnych niezwykłej urody bramkę z woleja ustrzelił Xavier Chavalerin.
Tym samym Troyes oddala się od strefy spadkowej, podczas gdy Strasbourg zachowuje swoją niechlubną przedostatnią pozycję i statystykę. Tylko jedno zwycięstwo (na wyjeździe z Angers), aż osiem remisów i tyleż porażek. Mecz z Troyes nie był pierwszym i pewnie nie będzie ostatnim, w którym zespół ze Strasbourga gra nieźle, ale koniec końców nie daje rady.