Liverpool wygrywa mimo problemów na starcie spotkania i czerwonej kartki
Gospodarze zaczęli jednak dzisiejsze spotkanie w najgorszy możliwy sposób. Już w pierwszej minucie fatalną interwencją kilkanaście metrów od własnej bramki "popisał się" Trent Alexander-Arnold, pogubił się wychodzący z bramki Alisson i Jaidon Anthony posłał piłkę do pustej siatki. Wtedy jeszcze gospodarze się wyratowali, bo sędzia liniowy odgwizdał Anglikowi spalonego, co potwierdziła analiza VAR.
Dwie minuty później nie było już jednak szans na oszukanie przeznaczenia. Ponownie błąd popełnił Alexander-Arnold, Dominic Solanke wbiegł z piłką w pole karne, niefrasobliwie zachowali się Andy Robertson i Virgil van Dijk, a najlepiej odnalazł się w tym wszystkim Antoine Semenyo, który zaskoczył Alissona i niespodziewanie wyprowadził gości na prowadzenie. Kibice zgromadzeni na Anfield po zaledwie trzech minutach byli w szoku.
Kilka minut później brazylijski bramkarz Liverpoolu zobaczył żółtą kartkę, bo wyprowadzając piłkę za długo zwlekał z podaniem, przez co dał ją sobie odebrać poza swoim polem karnym i faulował rywala. To był jednak koniec największych problemów The Reds. Chwilę później wysłali oni pierwszy sygnał ostrzegawczy na bramkę Bournemouth, ponieważ po wrzutce Robertsona z rzutu rożnego w poprzeczkę uderzył Van Dijk.
Na remis gospodarze musieli jednak trochę poczekać. Dopiero w 28. minucie Diogo Jota z prawej strony pola karnego podał do ustawionego w świetle bramki Luisa Diaza, a Kolumbijczyk prawą nogą podbił sobie piłkę i ułamek sekundy później również prawą nogą pokonał Neto dość ekwilibrystycznym uderzeniem. Liverpool był w natarciu.
Ekipie Jurgena Kloppa w wyjściu na prowadzenie znacząco pomogła jednak defensywa gości. Joe Rothwell faulował Dominika Szoboszloia w najmniej odpowiednim miejscu na boisku. Węgier dryblował z piłką na samym skraju atakowanej szesnastki, będąc odwróconym do bramki, gdy Anglik kopnął go w nogi. Sędzia nie miał wyboru i musiał wskazać na wapno. Emocji nie zabrakło jednak też przy samym karnym, bo Neto obronił pierwszą próbę Mohameda Salaha, a Egipcjanin trafił do siatki dopiero przy dobitce.
Druga połowa zaczęła się od naporu Liverpoolu, który zdecydowanie przejął kontrolę nad spotkaniem i mógł wyjść na wyższe prowadzenie, ale swoich szans nie zdołali wykorzystać Salah i Cody Gakpo. Gdy wydawało się, że trzecia bramka dla The Reds to tylko kwestia czasu, sytuacja gospodarzy znacznie się skomplikowała. Do walki o piłkę wystartowali Alexis Mac Allister i Ryan Christie, ale to Szkot był przy niej pierwszy, a Argentyńczyk wjechał nakładką w jego nogi. Sędzia zdecydował się na pokazanie bezpośredniej czerwonej kartki, co zszokowało zawodnika Liverpoolu, ale VAR nie zmienił tej decyzji.
Oznaczało to pół godziny gry The Reds w osłabieniu z jednobramkową zaliczką. O uspokojenie sytuacji zadbał jednak Jota, który był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i kilka minut po czerwonej kartce dla Mac Allistera dobił piłkę po uderzeniu z dystansu Szoboszlaia, czym nieco złagodził nastroje na Anfield. Podopieczni Kloppa prowadzili już bowiem dwiema bramkami.
Do końca spotkania wynik się już nie zmienił, ponieważ zawodnicy Bournemouth mimo jednego gracza na murawie więcej, nie byli w stanie skorzystać z tej przewagi. Dodatkowo warto zaznaczyć debiut w barwach gospodarzy Wataru Endo, który wczoraj został oficjalnie zaprezentowany przez klub, a dzisiaj wszedł w miejsce Gakpo po czerwonej kartce dla Mac Allistera.
W pozostałych spotkaniach wysokie wygrane zanotowały zespoły Brentford i Brighton. Pierwszy z tych zespołów rozbił na wyjeździe 3:0 Fulham, a Mewy pokonały w delegacji Wolves 4:1. Ozdobą tego spotkania był gol Kaoru Mitomy po rajdzie przez kilkadziesiąt metrów.