Medaliki wyciągają rękę po medal, Pogoń bez szans
Niewiele jest w polskiej Ekstraklasie zespołów, po których możemy spodziewać się strzelenia 3-4 bramek. Ponieważ Pogoń Szczecin i Raków Częstochowa to właśnie takie ekipy, niedzielne danie główne polskiej ligi zapowiadało się jako prawdziwa rozkosz piłkarskiego podniebienia.
Zamiast tego fani na szczelnie wypełnionej Paprikanie długo nie oglądali konkretów. Owszem, każda z drużyn prezentowała w środku pola jakość powyżej poziomu przeciętnego meczu ligowego, tyle że bez efektów. Przez ponad pół godziny nie padł żaden celny strzał. Kiedy jednak w 38. minucie z narożnika pola karnego pierwszą petardę odpalił Władysław Koczerhin, nie było sposobu na jej zatrzymanie.
Chwilę wcześniej Koczerhin asekurował swoją drużynę, a moment później był już pod polem karnym. Następnie, po faulu na nim Szymon Marciniak pokazał żółtą kartkę Triantafyllopoulosowi, a jeszcze chwilę później 26-latek z Odesy był ponownie w ataku, tyle że na spalonym. Wyglądało to trochę tak, jakby Pogoń kontrolowała przebieg pierwszej połowy i tylko jego jednego nie udało się poskromić.
Choć gra Pogoni musiała się zmienić, to pierwszą zmianą po przerwie było zejście Iviego Lopeza, którego zastąpił Wdowiak. Ale Portowcy wyraźnie wrócili z planem. Pierwszy szarżował Wędrychowski, zdaniem trybun faulowany w polu karnym. Chwilę później z ukosa w pole karne wszedł Almqvist, którego świetny strzał końcem rękawic wybił Kovacević. I gdy już wyglądało na to, że Pogoń coś upoluje, pierwsza akcja Rakowa skończyła się fantastycznym trafieniem Jeana Carlosa zza pola karnego.
Nic dziwnego, że w kolejnych minutach doszło do czterech zmian w szczecińskiej ofensywie i pomocy, a gospodarze – fala za falą – szli na bramkę Rakowa. Niestety dla miejscowych, Raków miał doskonały falochron i nie dopuszczał do kolejnych strzałów.
Blisko złamania Medalików gospodarze byli na kwadrans przed końcem, kiedy najpierw Kovacević zatrzymał kolejną solidną próbę Almqvista, a później dobitkę Dąbrowskiego wybiła na korner obrona. Raków skupił się na defensywie i nie forsował tempa, komfortowo dowożąc wynik do końca. Za grę pochwalić można obie drużyny (a kibiców za doping do końca), zwyczajnie Dumie Pomorza zwyczajnie brakło atutów na przyjezdnych.