Gane wracał do klatki po porażce z Jonem Jonesem i był zdecydowanie największą gwiazdą wieczoru. Zajmuje on drugie miejsce w rankingu kategorii ciężkiej w UFC i jest ulubieńcem francuskiej publiczności. Tuż przed starciem o pas mistrzowski z Jonesem walczył także w Paryżu z Taiem Tuivasą. Spiwak podchodził z kolei do tej walki po trzech triumfach z rzędu, zajmując siódme miejsce w rankingu.
Od pierwszych sekund w oktagonie było jednak widać różnicę klas. Gane prezentował się nienagannie, wykorzystywał znaczną różnicę zasięgu i regularnie punktował bezradnego Mołdawianina, który raptem kilka razy bezskutecznie spróbował jakiegoś zrywu lub udał się po obalenie. Francuz miał jednak wszystko pod kontrolą i ani razu nie był w opałach w takich sytuacjach. Wręcz przeciwnie, po pierwszej rundzie znacznie bardziej obolały był Spiwak.
Druga runda była jeszcze bardziej jednostronna. W pewnym momencie Gane uzyskał taką przewagę, że pomimo braku jednego mocniejszego uderzenia, Spiwak zaczął po prostu chować się za gardą i jakby tylko czekał na przerwanie pojedynku. Ostatecznie utrzymał się na nogach do samego końca, ale sędzia słusznie uznał, że obijanie go przy siatce nie ma po prostu sensu, a Mołdawianin zupełnie nie wykazuje chęci do walki, więc przerwał walkę. Tym samym Gane odniósł w Paryżu kolejne zwycięstwo i może czekać kogo tym razem podejmie w okatgonie największej federacji mieszanych sztuk walki na świecie.