Milan wykopany z Pucharu Włoch przez osłabione Torino
Czy nie na tym polega urok rozgrywek pucharowych? Nominalnie słabszy z zespołów, w dodatku grający na wyjeździe, od 69. minuty występuje w osłabieniu. Mimo to nie ma rozstrzygnięcia w 90 minutach i konieczna jest dogrywka. A wtedy wystarczy jedna szansa, by zdecydować o awansie. Dokładnie tak – no, może minimalnie mniej barwnie – było w środowy wieczór na San Siro. Legendarny stadion był świadkiem kolejnego historycznego meczu, ale o tym w Mediolanie będą woleli zapomnieć...
O pierwszej połowie mogliby zresztą zapomnieć wszyscy, ponieważ starcie Milan-Torino w 1/8 finału Coppa Italia nie należało do porywających w pierwszych kwadransach. Każda z drużyn mogła otworzyć wynik, jednak okazji nie było wiele. W drugiej połowie gospodarze wrzucili wyższy bieg, a przyjezdni nie mogli, ponieważ w 69. minucie Koffi Djidji wyleciał za drugą żółtą kartkę.
Mimo to Milan nie zdołał przechylić meczu na swoją korzyść. Rozpoczęła się dogrywka, a w niej minęło 10, potem 20 minut i wciąż nic. Trudno w to uwierzyć, skoro Rossoneri mieli w tym starciu miażdżącą wręcz przewagę w ofensywie. W sumie aż 32 okazje – to musi robić wrażenie. Tyle że aż 14 niecelnych, kolejnych 10 zablokowanych przed dotarciem do bramkarza, a przecież tym bramkarzem jest Vanja Milinković-Savić. W środowy wieczór bronił każdą częścią ciała i miał też trochę szczęścia.
Torino na tym tle wypada więcej niż blado z sumą 11 podejść do strzelenia gola. Ale warto jednocześnie zwrócić uwagę, że przyjezdni z Torino najbardziej aktywni byli właśnie w dogrywce, gdy strzelali więcej razy niż przez poprzednie 90 minut. Jeden z tych strzałów, autorstwa Michela Adopo, nie zostawił najmniejszych szans Tatarusanu. Brian Bayeye dograł zresztą podręcznikowo i wyglądało bardziej jakby to Milan grał w osłabieniu.
W 81. minucie meczu na boisku pojawił się Karol Linetty, który po niecałych 20 minutach gry zobaczył żółtą kartkę za niesportowe zachowanie. Dograł jednak mecz do końca i wraz z kolegami miał okazję świętować niemałe wcale osiągnięcie. W końcu byli tacy, którzy – po awansie Interu dzień wcześniej – już kreślili scenariusz finału Inter-Milan.
Torino tę bańkę rozbiło bezlitośnie. I choć nie wygrało Pucharu Włoch od 1993 roku, to już przechodzi do historii.