Morata ratuje pozycję Atletico i pogrąża Gironę w doliczonym czasie
Na Estadi Montilivi Girona przegrała tylko jeden z poprzednich ośmiu meczów, co samo w sobie oznaczało trudny wyjazd dla Atletico Madryt. Choć, po ostatnim rozbiciu Sevilli 6:1, pewnie wśród kibiców Colchoneros nie brakowało optymistów wyczekujących kolejnego pogromu. Ich czekało rozczarowanie.
Owszem, w pierwszej połowie Atletico było groźniejsze, ale miejscowi nie okazywali żadnego respektu i też szukali swoich okazji. To oni pierwsi próbowali pokonać Oblaka, a po stronie Atleti dopiero w 20. minucie pierwszy mocny pocisk odpalił Antoine Griezmann.
Najlepsze okazje pierwszej odsłony należały jednak do Memphisa Depaya. Ten jednak dwukrotnie posłał piłkę nad poprzeczką Girony. Głową uderzał również Hermoso, ale nic nie chciało wejść.
Niewykorzystane okazje mogły się zemścić w drugich 45 minutach, jednak wysiłki Riquelme i Lopeza nie zmieniły liczb wyświetlanych na tablicy. Gdy już wydawało się, że starcie skończy się bezbramkowo, Alvaro Morata zachował się jak przystało na lisa pola karnego, pakując do bramki piłkę po rzucie rożnym. Tym samym w dwóch ostatnich meczach zdobył trzy gole.
Rojiblancos z Madrytu umacniają się zatem na trzecim miejscu w LaLidze i notują dziewiąty mecz bez porażki z rzędu, podczas gdy Girona dryfuje ze środka w stronę dołu tabeli. Co prawda zajmuje obecnie 12. pozycję, ale z zaledwie czterema oczkami nad czerwoną strefą.