MŚ 2022. Maroko triumfuje, Kanada waleczna do końca
Kanada przyzwyczaiła nas, że w każdym z pierwszych dwóch meczów starała się posmakować krwi rywala od pierwszych minut. Z Belgią strzelali imponująco, z Chorwacją wbili gola w minutę, ale z Marokiem już się nie udało. Wręcz przeciwnie, Marokańczycy przezornie przytrzymali piłkę w pierwszych minutach i to oni zaczęli atakować.
Pierwszy gol trafił im się jednak jak ślepej kurze ziarno, dzięki koszmarnemu błędowi bramkarza Kanady. Milan Borjan wybiegł z bramki, ale zamiast przejętą piłkę wybić, odbił ją krótko wprost pod nogi Hakima Ziyecha. Takiego prezentu pomocnik Chelsea zmarnować nie mógł i już po czterech minutach Maroko mogło rozsiadać się na pierwszym miejscu w grupie.
Kanada nie była w stanie stworzyć dobrej sytuacji aż do 15. minuty, gdy Larin znalazł wchodzącego Tajona Buchanana, ale temu brakło pół metra i odrobiny zimnej krwi, by piłkę zmieścić w bramce. Poza korzystnym dla Maroka wynikiem, otwierający kwadrans był świetny dla widzów. Obie drużyny sporo się nabiegały i prezentowały otwarty, ofensywny futbol. Więcej dyscypliny poakazało Maroko, ale Kanadyjczykom trzeba oddać, że mimo pożegnania z turniejem i wczesnej straty gola nie ubyło im zapału.
Siłę tego zapału Marokańczycy wystawili na wielką próbę, gdy w 23. minucie Hakimi posłał z własnej połowy idealną piłkę do Youssefa En Nesyriego. Ten nie oddał jej żadnemu z dwóch obrońców i podniósł wynik, umieszczając piłkę pod bliższym słupkiem Borjana. A dosłownie kilka sekund wcześniej to Kanada była na połowie Maroka – bardzo szybki cios.
Liście Klonowe nie stanęły w miejscu, choć trochę przywiędły – trudno im było przejść obronę Maroka. Nie pomagała fala gwizdów ze zdominowanych przez Marokańczyków trybun. Ale głównym problemem był pressing Maroka, który nie dawał czasu na spokojne rozegranie piłki i przejście do ataku.
Po półgodzinie statystycznie Kanadyjczycy nie odstawali, ale i na tablicy, i na boisku widać było co innego. Lwy Atlasu zamierzały udowodnić, że pierwsze miejsce w grupie zwyczajnie im się należy. Tyle że atmosfera trwającej na trybunach fiesty udzieliła im się chyba za wcześnie. Zaczęły się bardzo niedokładne podania i straty, jakby zlekceważyli rywala.
Sam Adekugbe postanowił więc przypomnieć, że Kanada pisze właśnie historię i przydałyby się pierwsze jej punkty, choćby jeden za remis. Rajd Adekugbe wzdłuż lewej linii bocznej skończył się mocnym strzałem po ziemi. Bono wyciągnąłby go bez problemu, ale Nayef Aguerd próbował interweniować i zmienił kierunek piłki. Ta wtoczyła się przy słupku, dając Kanadzie gola kontaktowego w 40. minucie.
Marokańczycy odpowiedzieli wspaniałym strzałem w doliczonym czasie. En Nesyri po wrzucie z autu znalazł się fantastycznie przed polem karnym, ale jeden z obrońców nie upilnował swojej pozycji, spalił i gol strzelony z hukiem od słupka nie został uznany. Dobrze dla meczu, bo po przerwie Kanada miała o co walczyć i dokładnie do tej walki przeszła. Pierwsze 10 minut drugiej połowy to absolutna dominacja Kanadyjczyków, tyle że... w golach bez zmian. Dopiero w 58. minucie szybka kontra skończyła się strzałem Alphonso Daviesa, bardzo niecelnym.
Obaj trenerzy wykonali po dwie zmiany, jednak tą największą była zmiana proporcji. Zespół Canucks osiągnął zdecydowaną przewagę, przechodząc do ataku pozycyjnego. Maroko zrezygnowało z pressingu i walki o każdą piłkę, zaczęła się więc wojna podjazdowa na połowie drużyny z Afryki, która zdawała się polować na szansę z kontry. Co mogło zemścić się okrutnie, gdy Hutchinson w 71. minucie główkował wprost w poprzeczkę po rzucie rożnym. Futbolówka spadła na linię bramkową, ale nie przekroczyła jej całym obwodem.
Najwyraźniej jednak Maroko uznało, że lepiej dać Kanadzie się męczyć, a samym skupić się na rozbijaniu ataków. Końcówkę spędzili już pod swoją bramką, a kibice niewyobrażalnym tumultem próbowali zniechęcić Kanadyjczyków, wygwizdując ich niemiłosiernie.
Niewiele brakło, by mecz zakończył się zresztą kolejnym koszmarnym błędem Milana Borjana, ponieważ na dwie minuty przed końcem doliczonego czasu gry on nie tylko pomagał przy rzucie rożnym, ale i dośrodkowywał pod polem karnym Maroka. Wracając do bramki minął się z piłką, którą przed przejęciem przez Maroko uratował tylko szybki powrót Alphonso Daviesa.
Emocji nie brakowało, ale wynik już się nie zmienił. Kanadzie brakło strzałów na bramkę, choć nie brakło ducha walki. Mało tego, nawet w ataku pozycyjnym prezentowali się dobrze i grali tak, jakby ten jeden punkt potencjalnie odebrany Maroku miał im dać awans. Ponieważ jednak swojego pierwszego, historycznego punktu nie ugrali, wracają do domu z dwiema strzelonymi bramkami. Maroko awansuje z pierwszego miejsca w grupie!