Największy mecz sezonu w I lidze? Presja na marszałka rośnie
W sumie mają 27 tytułów mistrzowskich (o ten z 1951 niektórzy wciąż lubią się spierać), ale ani Ruch Chorzów, ani Wisła Kraków nie grają dziś w PKO Ekstraklasie. W Fortuna I lidze spotykają się po starcie z zupełnie innych pozycji. Biała Gwiazda spadła z krajowego nieba w zeszłym sezonie, Ruch wraca na szczyty po upadku aż do czwartej klasy rozgrywkowej.
Może się więc wydawać szaleństwem próba zapełnienia przez te drużyny 55-tysięcznika w Chorzowie. A jednak wiele wskazuje, że dawny stadion narodowy Polski na Górnym Śląsku mógłby być pełny podczas kwietniowego starcia. Właśnie minęło 15 lat od chwili, gdy na Stadionie Śląskim odbyły się Wielkie Derby Śląska, oglądane z trybun przez ponad 42 tysiące widzów. Dziś obiekt jest większy i daje potencjał zgromadzenia nawet ponad 50 tysięcy kibiców.
Czy Ruch i Wisła mogą zapełnić Śląski?
Wielkie kluby z Małopolski i Górnego Śląska już raz w tym sezonie ustanowiły rekord frekwencji, gdy wrześniowe spotkanie w Krakowie oglądało z trybun 22 117 kibiców. Teraz poprzeczka jest znacznie wyżej, ale i sytuacja sprzyja większemu zaangażowaniu fanów. Ruch siedzi za plecami ŁKS-u i liczy na bezpośredni awans do Ekstraklasy po sześciu latach banicji. Wisła rozczarowywała w rundzie jesiennej, jednak wiosną zaczęła pogoń za czołówką i już jest w zasięgu baraży, nie chcąc utknąć na zapleczu Ekstraklasy na dłużej.
O tym, że Ruch ma potencjał, mogą świadczyć jego wymuszone przenosiny na stadion w Gliwicach. Nie ujmując gospodarzom obiektu, trzeba przyznać, że dopiero po wejściu Niebieskich trybuny zaczęły się zapełniać. Kibice z Chorzowa przychodzą równie licznie jak na Cichą, a na mecz z ŁKS-em wejściówek już nie ma, choć zostały ponad dwa tygodnie. Prawie wszystkie bilety rozeszły się pierwszego dnia sprzedaży, a ostatnie po 48 godzinach.
Wisła również ma potencjał, a taki mecz – zwłaszcza z ekipą od jakiegoś czasu zaprzyjaźnioną i z potencjalnym rywalem o awans – z pewnością spowodowałby szczególną mobilizację. Z dodatkową zachętą w postaci możliwości pobicia rekordu frekwencji pomimo gry poza najwyższą ligą. A rekord dałoby się na Śląskim wyśrubować na lata, ponieważ przy meczu zaprzyjaźnionych drużyn zmniejsza się problem rozdzielenia kibiców dużymi buforami.
Co może zniweczyć ambitne plany?
O chęci organizacji tego meczu na Śląskim wiadomo było już od przedstawienia ramowego terminarza na sezon 2022/23. Z kolei 10 lutego Ruch Chorzów przesłał zapytanie o wycenę konkretnych sektorów i dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Stowarzyszenie Wielki Ruch wystosowało więc apel do marszałka, by ten pomógł zorganizować to widowisko. Pod apelem podpisało się również stowarzyszenie Socios Wisła Kraków.
Tu pojawia się pierwszy problem: odkąd w przebudowę (przepłaconą drastycznie z powodu katastrofy budowlanej) władze województwa zainwestowały 650 milionów, mówi się o niechęci do podejmowania kibiców krajowej piłki. Nikt oficjalnie tego nie potwierdził, ale istnieje obawa, którą można by podsumować jako "przyjdą i zniszczą". Nie bez podstaw zresztą, choćby przy odpalaniu pirotechniki może dojść do uszkodzenia systemów nagłośnienia (jak to miało miejsce w tym sezonie w Białymstoku) czy oświetlenia. A to ostatnie Śląski ma nowiutkie, za prawie 13 milionów.
Tymczasem przy cenach biletów na poziomie I ligi bufor na nieprzewidziane wydatki jest bardzo niewielki. Koszty to zresztą sprawa fundamentalna: mecz musi się spiąć dla Ruchu, żeby organizacja go na Śląskim miała sens. Jeśli od operatora przyjdzie zbyt wysoka wycena, widowisko stanie się nierentowne. Osobnym problemem może się okazać pozytywna opinia policji, ponieważ komenda wojewódzka jest znana z arbitralnego uznawania widowisk za niebezpieczne, nawet jeśli mowa o meczach przyjaźni. To jednak problem, na który przyjdzie czas dopiero po ewentualnym porozumieniu z operatorem.