Newcastle wzięło odwet za finał EFL Cup i wskakuje na podium
Marcowa przerwa reprezentacyjna przyszła w złym momencie dla Newcastle, gdy zaczęło odzyskiwać formę sprzed świąt Bożego Narodzenia. W niedzielnym spotkaniu Sroki szybko jednak pokazały, że nie straciły impetu, uspokajając kibiców już w pierwszej połowie.
Drużyna Eddiego Howe'a mogła objąć zasłużone prowadzenie już w 16. minucie. Jacob Murphy zagrał piłkę do Alexandra Isaka, który główkował, ale jego uderzenie zostało wybite przez Davida de Geę, a Joe Willock dobijał prosto w Hiszpana. Przy pełnych trybunach Sroki pastwiły się nad gośćmi, nie umiejąc jednak zadać kluczowego ciosu przed przerwą.
Tuż przed zejściem do szatni zabrakło jednak instynktu zabójcy, gdy strzał Seana Longstaffa z dystansu przeleciał tuż obok lewego słupka. Był jeszcze czas na kolejną szansę Newcastle przed gwizdkiem, kiedy to zawsze groźny Allan Saint-Maximin wycofał piłkę do Willocka, ale uderzenie pomocnika z pola karnego poszybowało nad poprzeczką.
Pamiętając niedawną porażkę na Wembley, a do tego rywalizację o mistrzostwo Anglii w latach 90. XX wieku, kibice zagrzewali gospodarzy do boju również po przerwie. W końcu udało się otworzyć wynik, gdy Bruno Guimarães dośrodkował piłkę na dalszy słupek, co pozwoliło Saint-Maximinowi na dośrodkowanie do nieoznakowanego Willocka. Ten z kilku metrów uderzył głową, by wprawić w zachwyt kibiców Geordies.
Okazało się, że był to ostatni wkład Francuza w solidny mecz, ponieważ Joelinton zastąpił go z ławki. Korzystając ze świeżych sił, zmiennik Callum Wilson zakończył mecz w dobrym stylu, kierując do bramki piłkę po strzale Kierana Trippera z rzutu wolnego. I choć Manchester United przegrał 0:2, to Czerwone Diabły mogą wracać do domu z poczuciem ulgi, ponieważ wyrok mógł być zdecydowanie wyższy.
Newcastle przeskoczyło swoich przeciwników na trzecim miejscu w tabeli Premier League, kończąc prawie czteroletni okres oczekiwania na sukces w rywalizacji z Manchesterem. Tymczasem słabo spisujący się Man United nie zdobył bramki w trzech kolejnych meczach ligowych po raz pierwszy od 2020 roku.