Kamiński daje prowadzenie, wysokie wygrane Bayernu, Borussii i Unionu
W sobotnie popołudnie odbyło się sześć meczów w ramach 32. kolejki Bundesligi, tradycyjnie w większości o 15:30. W grze o mistrzostwo pozostają już tylko Bayern i Borussia Dortmund, my jednak zaczniemy podsumowanie od jedynego spotkania, w którym gola strzelił reprezentant Polski.
Wolfsburg – Hoffenheim 2:1
Na Volkswagen Arenie gospodarze marzą o miejscu dającym grę w pucharach, ale sobotni pojedynek mogli zacząć od koszmarnego falstartu. Już w 7. minucie uciekający przed spadkiem rywale trafili w poprzeczkę i zapowiadała się trudna gra o punkty. Nastroje poprawił jednak Jakub Kamiński, który po kwadransie gry wyprowadził Wilki na prowadzenie 1:0. Piłkę ze skrzydła wrzucał Ridle Bote, a Polak przykucnął idealnie, by uderzyć ją głową i zaskoczyć bramkarza.
Przewaga okazała się bezcenna, ponieważ Hoffenheim walczyło o wyrównanie, najlepszą okazję marnując tuż przed godziną gry (nad bramką w idealnej sytuacji strzelał Mu’nas Dabbur). Na 2:0 dla Wolfsburga podwyższył Waldschmidt na kwadrans przed końcem i już nawet pechowy samobój Josuhy Guilavoguiego w doliczonym czasie nie odebrał gospodarzom wygranej.
Bayern – Schalke 6:0
Przed mistrzami Niemiec stało zadanie z pozoru łatwe, ale musieli zachować ostrożność po trzech wygranych Schalke 04 w czterech ostatnich meczach. Okazało się jednak, że przyjezdni z północy nie byli w stanie stawić czoła ofensywnej mocy Gwiazdy Południa. Strzelanie rozpoczął niezawodny Thomas Müller w 21. minucie, a komfortowe prowadzenie przed przerwą zapewnił Kimmich z karnego.
Choć odrabianie takich strat widujemy w futbolu regularnie, to nie wypadku Górników z Gelsenkirchen, którzy przez 90 minut nie oddali żadnego celnego strzału. A gospodarze dopiero w drugiej połowie się rozkręcili. Serge Gnabry wykorzystał doskonałe zagranie od João Cancelo pięć minut po przerwie, by zaliczyć dublet 10 minut później. W 80. minucie swoje trafienie dołożył Musiala, a w doliczonym czasie gry obecność golem podkreślił jeszcze Mazraoui.
Borussia Dortmund – Borussia 'Gladbach 5:2
Znając wynik z Allianz Areny, piłkarze z Zagłębia Ruhry nie zamierzali ustępować Bawarczykom, pomimo znacznie solidniejszego rywala podejmowanego na Westfalenstadionie. Borussia zgotowała imienniczce z Gladbach prawdziwy nokaut, strzelając w pół godziny cztery gole. Zaczął Donyel Mallen już w piątej minucie, a w 18. minucie z karnego poprawił Bellingham. Później do głosu doszedł Sebastien Haller, po faulu na którym odgwizdano jedenastkę. Dwa znakomite zagrania od Malena zamienił na dwie bramki w niewiele ponad 10 minut.
Wynik wyglądał okazale, ale i gospodarze ciężko na niego pracowali, tworząc aż 33 okazje. Pierwszego gola dla przeciwników dopiero w 75. minucie z karnego strzelił Bensebaini, a 10 minut później drugą bramkę dołożył Stindl. Dortmundczycy nie zamierzali zostawiać złudzeń w sprawie podziału punktów i atakowali dalej, co zaowocowało piątym golem w doliczonym czasie, tym razem autorstwa Giovanniego Reyny.
Union Berlin – SC Freiburg
Zdecydowanie najtrudniejsze zadanie w sobotę zapowiadało się przed Żelaznymi z Berlinu, do których przyjechał inny pretendent do gry w Lidze Mistrzów. Ponieważ Union zaliczył tylko jedno zwycięstwo na pięć ostatnich meczów, wydawało się, że Freiburg może wyjechać ze stolicy z niezłym wynikiem. Pierwsze "nie" powiedział w piątej minucie Kevin Behrens, który w polu karnym miał czas i miejsce, a tego zmarnować nie mógł. Przy bramce asystował mu Becker, który wkrótce później sam stał się bohaterem publiczności. W niecałe trzy minuty władował Freiburgowi dwie bramki, obie po dograniach Kevina Knoche.
Do przerwy było 3:0, przy pełnej dominacji miejscowych. W drugiej połowie sytuacja zupełnie się odwróciła i to SCF miało kontrolę nad grą. Efekty? W 56. minucie gola strzelił Manuel Gulde, a po rzucie karnym wykonanym przez Grifo oba zespoły dzieliła już tylko bramka różnicy. Nadzieje na powrót ukrócił fantastyczny w sobotę Sheraldo Becker, do dwóch goli i asysty dokładając jeszcze jedno kluczowe podanie, zakończone czwartym golem przez Laiduniego.
Eintracht – FSV Mainz 3:0
W pojedynku dwóch drużyn tracących powoli nadzieję na europejskie puchary zdecydowanie lepszy okazał się Eintracht, choć to właśnie gospodarze od 10 meczów w lidze nie wygrali niczego. W sobotę dominowali od początku, nawet jeśli do pierwszego trafienia potrzebowali rzutu karnego. Wykorzystał go sam poszkodowany, Daichi Kamada. Tuż przed przerwą prowadzenie podwoił Aurelio Buta efektownym półwolejem bez przyjęcia.
W odpowiedzi na ofensywne wyjście Mainz z szatni, gospodarze grali ostrożniej i bardziej kompaktowo. Dopiero przed godziną gry Kolo Muani przekonał przyjezdnych, że wrócą bez punktów, gdy zaliczył 14. trafienie w tym sezonie.
VfL Bochum – FC Augsburg 3:2
Gospodarze przed meczem siedzieli w strefie spadkowej i potrzebowali punktów na gwałt, by nie utknąć zbyt blisko dna. Widać to było w ich grze, bowiem już w drugiej minucie Ghańczyk Antwi-Adjei strzelił gola, swojego pierwszego od pół roku, a jednocześnie najszybszego w tym sezonie Bundesligi. Tym razem bez Rafała Gikiewicza w bramce, a Roberta Gumnego na wahadle (Polak wszedł na ostatnie 22 minuty), Augsburg szybko znalazł się w opałach. Wyrównanie Arne Maiera w 29. minucie przywróciło równowagę.
Sytuacja nie zmieniła się do końca pierwszej połowy, ale po kwadransie drugiej fani Niezatapialnych z Bochum byli już w euforii. Najpierw trafienie samobójcze Gouweleeuwa dało drugą bramkę, a w 62. minucie Anthony Losilla podniósł prowadzenie na 3:1. Dopiero na pięć minut przed końcem swoje pierwsze trafienie zaliczył Kelvin Yeboah, ale Augsburg miał już za mało czasu, by uratować choćby punkt.