Waleczna, ale nieskuteczna. Legia przegrywa na wyjeździe z AZ Alkmaar
AFAS Stadion w Alkmaar nie zapełnił się w czwartkowy wieczór. Porażka ze Zrinjskim i rywal "tylko" z Polski zrobiły swoje, a w rewanżu swoje zamierzali zrobić również przyjezdni. Wypełniony sektor gości nieustannym śpiewem wspierał Legię, a jej piłkarze weszli w pojedynek ze znacznie wyżej notowanym rywalem bez respektu.
Sygnał, że taka postawa się opłaca, pojawił się już po pięciu minutach. Gdy odbita piłka dotarła do Tomasa Pekharta w polu karnym, ten umieścił ją w siatce. I choć sam był zadowolony, to wszyscy wokół widzieli, że czekał na futbolówkę przed obrońcami. Spalony i wciąż 0:0.
Gospodarze wyglądali solidnie w grze piłką, jednak w ataku długo brakowało im konkretu. Do 25. minuty nie oddali żadnego strzału, a warszawiacy już trzy. We wspomnianej minucie Van Brederode ze skrzydła wprowadził Wolfe’a przed bramkę, a ten z bliska próbował wcisnąć piłkę pomiędzy Tobiaszem a słupkiem. Nic z tego!
Chwilę później chytrym uderzeniem z dystansu rewanżował się gospodarzom Josue, również zatrzymany przez bramkarza. Z upływem czasu fanom z Holandii pozostało liczyć, że AZ znów przełamie się do szatni, jak w niedzielnym meczu z Fortuną Sittard. I choć faktycznie było blisko, to ostatnia kontra skończyła się strzałem w boczną siatkę. Podobnie jak strzał Slisza po drugiej stronie boiska.
Nie udało się wyjść na prowadzenie przed przerwą i gospodarze mogli nabrać obaw: pierwsze pięć minut drugiej odsłony należało do Legii. Wtedy jednak przyszło przesilenie. Po akcji prawym skrzydłem piłka trafiła na przeciwległą stronę, a stamtąd Van Brederode wrzucił w pole karne. Dani de Wit główkował przed linię bramkową i jednocześnie angażował Tobiasza, co pozostawiło Pavlidisowi tylko dołożenie stopy. 1:0 dla Alkmaar.
Legioniści nie tracili werwy, ale gospodarzom urosły skrzydła i chcieli iść za ciosem, również w starciach bezpośrednich. Gdy chodziło o zwykły pressing, fani AZ mieli z czego się cieszyć. Gdy jednak Mayckel Lahdo kopnął Yuriego Ribeiro w tył głowy w 65. minucie, momentalnie zarobił czerwoną kartkę. Sytuacja przerosła 20-latka, to było fatalne zachowanie.
Prawie pół godziny gry w przewadze, wprowadzeni na boisko Muci, Kramer i Rosołek – to musiało dać efekt, prawda? Nie. AZ Alkmaar doskonale zaadaptował się do nowych warunków, skupiając się na destrukcji i wybijaniu Legii z rytmu. Warszawiacy z kolei postawili na kolejne wrzutki, co nie przynosiło efektu.
Co prawda Holendrzy groźnego strzału już nie oddali, za to bezlitośnie skuteczni byli w powstrzymaniu uderzeń Wojskowych. Gdy już zatrzymać uderzenia się nie udawało – jak w 87. minucie – to Kramer strzelił zbyt słabo. Więcej, pomimo czterech doliczonych minut, wicemistrzom Polski zdziałać się nie udało. Porażka na pewno boli, a Wojskowi zapłacili wysoką cenę za błędy, ale faworytowi musiało dopisać szczęście, by uratować komplet punktów.