Blamaż? Anglicy przegrali na Wembley z Islandią i nawet San Marino się śmieje
Anglicy liczyli na triumfalne pożegnanie przed mistrzostwami Europy, ale piątkowy wieczór Trzech Lwów rozpoczął się w najgorszy możliwy sposób, gdy Jón Dagur Þorsteinsson wyprowadził Islandię na prowadzenie już w pierwszym kwadransie. Dagur Þorsteinsson wykorzystał nieporadność angielskiej linii obrony i minął Aarona Ramsdale'a, po czym strzelił do domu.
Anglia odpowiedziała zdecydowanie, ale bezskutecznie. Kapitan Harry Kane zmarnował najlepszą okazję gospodarzy w pierwszej połowie, strzał gracza Bayernu Monachium po otrzymaniu podania od Cole'a Palmera był za wysoki i niecelny.
Po wznowieniu gry Anglia zwiększyła intensywność i była bliska wyrównania. Phil Foden przedarł się w ostatniej tercji boiska, ale jego strzał minął bramkę. Raz jeszcze to na przeciwległym końcu boiska Wembley miała miejsce najlepsza akcja bramkowa. Islandia była bliska podwojenia swojego prowadzenia. Zdobywca bramki Þorsteinsson miałby ją, gdyby nie niefortunny wślizg. Chwilę później Ramsdale obronił jego kolejny strzał głową z bliskiej odległości.
Chcąc ratować nastroje przed wyjazdem, Southgate zwrócił się do swojej ławki rezerwowych, z Trentem Alexandrem-Arnoldem i Eberechim Eze wśród pięciu zmienników, którym powierzono zadanie zmiany gry. Na nic się to jednak zdało, gdyż islandzka linia obrony z łatwością zachowała czyste konto. Nie było to idealne przygotowanie dla Anglii, która w niedzielę 16 czerwca zmierzy się z Serbią w Gelsenkirchen.
Trzy Lwy straciły jako pierwsze bramkę na Wembley w trzecim meczu z rzędu - to niechlubna seria, której nie oglądano w Londynie od 70 lat. Balonik oczekiwań z pewnością sflaczał, skoro nawet popularne fanowskie konto San Marino miało okazję wbić szpileczkę Anglikom.