Budapeszt obroniony, Węgrzy ponownie pokonali Serbię i pakują się na Euro
Na wypełnionej szczelnie Puskas Arenie w Budapeszcie w sobotę spotkały się dwie najpotężniejsze – z dorobkiem 10 pkt – reprezentacje grupy G w kwalifikacjach do Euro 2024. Ostatnia niepokonana drużyna podejmowała drugą w tabeli Serbię. Sąsiedzi z południa mieli o jeden rozegrany mecz więcej, a jedynej porażki właśnie z rąk Węgrów, miesiąc temu w Belgradzie.
Serbowie mogli liczyć na rewanż za tamten pojedynek i faktycznie wyglądali na solidniejszą z drużyn przez ponad kwadrans. Z ataku pozycyjnego nic jednak nie wychodziło, a zbyt statyczna gra pozwalała najwyżej utrzymywać się dłuższymi fragmentami przy piłce. Niefrasobliwość w ofensywie okazała się wyjątkowo bolesna w 19. minucie, gdy po przejęciu piłki Roland Sallai doskonale wypatrzył wbiegającego Loica Nego przed i posłał mu wysokie podanie. Ten w polu karnym wyłożył już tylko futbolówkę Vardze przed bramką i stadion ryknął z radości.
Podopieczni Dragana Stojkovicia potrzebowali chwili na dojście do siebie i złapali oddech ulgi tuż po półgodzinie gry. Pierwszy w meczu rzut rożny wykonywał Żivković, a posłaną przez niego wrzutkę idealnie przecinał głową Strahinja Pavlović. Było 1:1, ale wspomniany "oddech ulgi" trwał niewiele więcej niż trwa dosłowny oddech. Moment później Sallai ponownie błysnął. Tym razem doskonale przepuścił sobie piłkę między nogami, myląc rywali. Pozwolił jej skozłować i blisko środkowej osi boiska huknął z dystansu. Minęła minuta i znów było 2:1.
Dwa spalone, dwa słupki: niewykorzystane okazje chodzą parami
Po wymianie ciosów intensywność meczu zdecydowanie wzrosła, ale do przerwy kibice kolejnych goli się nie doczekali. Stojković nie czekał ze zmianami, natychmiast po powrocie z szatni pojawili się Tadić i Kostić, a efekty przyszły bardzo szybko. Od początku drugiej odsłony Serbia dominowała i udało się nawet trafić do siatki w 50. oraz 53. minucie. Serbowie nie mogli uwierzyć, ale w obu przypadkach był spalony!
Dopiero po 10 minutach drugiej części gry gospodarze podeszli pod bramkę sąsiadów z południa. Jeszcze bez strzału, jednak udało się uspokoić grę i odciążyć defensywę. Proporcje wyrównały się przynajmniej na chwilę, by na 20 minut przed końcem meczu wrócić do serbskiego oblężenia. W odstępie czterech sekund Pavlović i Tadić dwukrotnie trafiali w ten sam słupek i piłka wciąż wracała!
Węgrzy skupiali się na obronie i dalszym frustrowaniu bijących głową w mur Serbów, którzy nie byli w stanie oddać celnego strzału raz za razem. Każda minuta była coraz dłuższa dla wyczekujących końca Węgrów, a uciekała coraz szybciej rywalom. Jeszcze w 94. minucie Milenković z paru metrów uderzał główką, ale Denes Dibusz sparował piłkę nad poprzeczkę przy trybunach skaczących z radości. Niecelna główka Djuricicia była ostatnim akcentem. Wygrana oznacza, że w praktyce Węgrzy świętują awans, mając pięć punktów przewagi nad trzecią Czarnogórą.