Czesi byli o krok od sensacji, młody Conceicao dał Portugalii wygraną rzutem na taśmę
Wychodzący z kryzysu Czesi czy szukający drugiego finałowego triumfu Portugalczycy? Kończący 1. kolejkę fazy grupowej mecz w Lipsku był sprawdzianem formy jednych i drugich. Na trybunach absolutnie dominowali nasi południowi sąsiedzi, na boisku wszyscy oczekiwali dominacji Selecao pod wodzą Cristiano Ronaldo.
Sprawdź statystyki meczu Portugalia - Czechy
Do przerwy? Do zapomnienia
O ile pierwszy wtorkowy mecz był wulkanem emocji, o tyle spotkanie Portugalii z Czechami długo nie mogło doczekać się otwarcia. Nie tylko na tablicy wyników, ale i w grze. Niski pressing Czechów i dopiero pod polem karnym najwyższa dyscyplina. Obrona Portugalczyków nie była nawet testowana, gra skupiała się na czeskiej połowie boiska. Jako pierwszy poziom adrenaliny podniósł CR7, który w 8. minucie szczupakiem próbował główkować, lecz nie miał z czego. Ostatnie dwa kontakty w drużynie Portugalii wyraźnie nie były najwyższej jakości, jakby to był dopiero rozruch, a nie oficjalny mecz. Nawet modelowo wyprowadzona kontra w 26. minucie skończyła się, gdy Rafael Leao nie zdołał sięgnąć piłki i wepchnąć jej do siatki.
Po 30 minutach wreszcie urwał się Ronaldo w polu karnym i tylko genialna obrona Jindricha Stanka uratowała Czechów (choć mógł być na spalonym). Moment później golkiper wyciągnąć również dobitkę z dystansu. Czeskie Lwy bardziej spały niż kąsały i to można zrozumieć, ale żeby Leao musiał posuwać się do symulowania faulu na rzut karny pięć minut przed przerwą? Skończyło się kartką. Jeszcze w ostatnich sekundach CR7 huknął z ostrego kąta, jakby chcąc wynagrodzić fanom mizerię pierwszej połowy. Stanek nie zamierzał kapitulować.
Portugalczycy uratowali wygraną w dramatycznych okolicznościach
Wbrew prognozom pogody, po przerwie opady deszczu jeszcze się zwiększyły, a wraz z nimi wzrosła niedokładność na boisku. Portugalczycy wrócili grać swoje, czyli atakować spokojnie, w przeświadczeniu, że w końcu coś wpadnie. Ale ani z akcji, ani bezpośredni strzał CR7 z rzutu wolnego nie dawały efektu. Czesi wyjątkowo skutecznie uśpili czujność faworytów i tuż po kwadransie drugiej połowy doszło do sensacyjnego otwarcia wyniku. Pierwszy strzał oddany w światło bramki dał Lwom prowadzenie. Zza pola karnego petardę w słupek posłał Lukas Provod, a zasłonięty Diogo Costa nie sięgnął piłki, która zatańczyła w siatce.
Piłkarze Selecao po krótkim szoku złapali oddech i wrócili do kolejnych ataków. Gdzie sami nie mogli, tam z pomocą przyszedł pech przeciwników. Po głębokiej wrzutce i główce Portugalii doszło do serii przypadkowych odbić, a Robin Hranac niechcący wpakował piłkę do swojej siatki. Po siedmiu minutach status quo przywrócone.
Na szczęście do status quo w obrazie gry nie było powrotu, mecz żywo wszedł w decydujące fragmenty. Stanek z trudem wybijał uderzenie Bruno Fernandesa, a Barak i Soucek szukali drugiego gola u progu 10 ostatnich minut. Radością wybuchły sektory portugalskie, gdy w 87. minucie główka CR7 wróciła od słupka przed bramkę, a Diogo Jota dobił celnie! Ich radość zgasła po chwili – Cristiano Ronaldo był na spalonym, gol nie mógł być uznany. Nie zatrzymali się jednak. Już w doliczonym czasie gry decydujące trafienie zapewnił Portugalczykom wprowadzony w 90. minucie 21-letni Francisco Conceicao! Raz jeszcze z pomocą przyszedł pechowy Hranac.