Opinia: Czy Polakom wystarczy wygrać z Estonią "nieważne jak"?
Czwartkowy półfinał baraży o grę w czerwcowym Euro 2024 powinien być tylko formalnością, a jednocześnie nie można go jako formalności traktować. Polska ma przecież obowiązek Estonię pokonać dokładnie tak samo, jak ma historię niewywiązywania się z obowiązków. Nie tylko w ostatnim czasie zresztą, każde pokolenie pamięta jakiś mecz z outsiderami, w którym Biało-Czerwoni walczyli i z rywalem, i ze sobą. Ręka Furtoka z San Marino w 1993, porażka z Łotwą na Widzewie w 2002 czy… pojedynek Estonia-Polska w Tallinie 12 lat temu.
Mecz Polska-Estonia od 20:45, śledź go z nami na Flashscore
To był nasz ostatni mecz z Estończykami i choć tylko towarzyski (jak wszystkie dotąd), to pozostaje jedną z traum dla kibiców będących jego świadkami, którym w minionym roku do przepracowania doszły początek meczu z Czechami w Pradze czy czerwcowy Kiszyniów. Po tym ostatnim wrześniowa porażka z Albanią w Tiranie wydawała się nie tyle kolejnym dramatem, ile naturalną koleją rzeczy. A przecież byliśmy w grupie marzeń...
Nieważne jak, byle wygrać?
Być może dlatego selekcjoner Michał Probierz przed barażem z Estonią ze sfery marzeń zszedł na ziemię i w trakcie przygotowań powiedział do piłkarzy: "Mecze barażowe... nieważne jak, ale ważne, żeby je wygrać. Obojętnie, w której minucie, obojętnie jak. Najważniejsze jest, żeby cel osiągnąć i awansować".
Oczywiście po zakończonym meczu każdy wynik dający awans będzie do przyjęcia. Ale przed pierwszym gwizdkiem nie brzmi to jak przekonująca taktyka na rywala z drugiej setki rankingu, który przegrał osiem z 10 ostatnich meczów, a ostatni raz wygrał w sparingu 14 miesięcy temu. Czy jest to taktyka błędna? Niekoniecznie, za to zwiastuje mecz, jakiego kibice pewnie woleliby nie oglądać.
Rywala trzeba traktować poważnie
I nie tylko z kurtuazji. Estonia nastawia się na bycie zespołem niewygodnym, który zdecydowanie będzie wolał utrzymać jak najdłużej bezbramkowy remis lub wynik na styku, szukając okazji przede wszystkim ze stałych fragmentów lub z szybkiego przejścia do kontrataku.
Skutecznością wznowień ze stojącej piłki przewyższają oczekiwania, o czym niejeden zespół się przekonał. Gdy polscy kibice lizali rany po porażce z Pradze rok temu, Estończycy prawie wywalczyli remis z Austrią w Wiedniu po bramce właśnie ze stałego fragmentu. Dopiero w 88. minucie gospodarzom udało się ich złamać. Ostrożność Probierza nie musi zatem być na wyrost. Nie ma nic złego w ćwiczeniu rzutów karnych na wypadek braku rozstrzygnięcia w regulaminowym czasie gry – to nakazuje rozsądek.
"Nieważne jaka" wygrana wystarczy?
Tyle że rozsądek oczekiwań nie zmienia: Polacy muszą przekonująco wygrać z Estonią. Nie chodzi tylko o nasz bilans z rywalem, w którym porażka z 2012 roku wystaje jak ropiejąca drzazga. Przecież do dnia tamtego pojedynku najgorszym rezultatem przeciwko Estończykom był remis 0:0 sprzed prawie 99 lat.
Polscy piłkarze mają coś do udowodnienia swoim kibicom po koszmarnych kwalifikacjach. Szansa gry w barażach i bodaj najłatwiejsza ścieżka przez nie to (kolejna!) okazja, której zmarnować nie mogą. Zwłaszcza skoro PZPN naprawdę chce sprzedawać ludziom ich koszulki za prawie 700 złotych. Wielu ludziom zapracowanie na taki gadżet zajmuje tydzień lub więcej, dlatego oczekiwanie pełnej determinacji i gotowości na pokonanie Estonii w ciągu 90 minut nie powinno być wymogiem na wyrost.
Więcej niż "nieważne jakiej" wygranej będą też potrzebować piłkarze, ponieważ w kolejce będzie czekać następny, znacznie silniejszy rywal. Drużyna pod wodzą nowego selekcjonera musi nabrać wiary w siebie nawzajem, w wybory i decyzje samego Probierza. I oby dokładnie tak było. W przeciwnym razie przyjdzie nam zaakceptować, że trend z zeszłego roku wcale się nie skończył.