OPINIA: Taki jest obraz polskiej reprezentacji… Drużyna bez charakteru i lidera
Rywal zaczyna biegać? Pojawia się problem
Polska zaliczyła kompromitujące wejście w eliminacje do mistrzostw Europy 2024. Zaczęło się od wyjazdowej porażki z Czechami, kiedy to już w trzeciej minucie przegrywali 0:2, a mecz zakończył się porażką 1:3. Wtedy pojawiały się głosy, że na razie nic strasznego się nie stało. Debiut nowego selekcjonera, trudny wyjazd z najmocniejszym zespołem w grupie, nie ma co na razie skreślać tej drużyny.
Wtedy były minimalne podstawy do tego, żeby tak myśleć. Następnie przyszło wygrane w bólach spotkanie z Albanią na Stadionie Narodowym (1:0) i szczęśliwa wygrała również 1:0 w towarzyskim meczu z Niemcami. Nie oszukujmy się. To zwycięstwo to akurat zawdzięczamy głównie świetnej dyspozycji Wojciecha Szczęsnego.
Mecz z Mołdawią miał być przyjemnym zakończeniem sezonu, który pozwoliłby zmniejszyć stratę do liderujących Czechów, którzy po trzech kolejkach mieli na koncie 7 punktów. To spotkanie pokazało nam cały obraz obecnej reprezentacji Polski.
Pierwsza połowa była rozgrywana wręcz koncertowo. Pełna kontrola, dwa strzelone gole, rywal bez żadnej sytuacji bramkowej, a wynik powinien być przynajmniej dwa razy wyższy, gdyby Robert Lewandowski nie zmarnował świetnych sytuacji. Przeciwnik nie miał zamiaru robić nam krzywdy i to było dla biało-czerwonych idealne.
Niestety problem pojawia się, kiedy rywal reprezentacji Polski ma chęć do gry i wolę walki. Niezależnie czy to Czechy, czy Mołdawia. W tym fragmencie bardzo to spłycę, ale przeciwko biało-czerwonym wystarczy biegać. Drużyna, która ma chęci do gry, jest najgorszym, co może się przytrafić polskim reprezentantom. Wtedy pojawia się w ich grze nerwowość, proste błędy i wychodzi brak jedności w tej drużynie.
Stracony gol = mamy po meczu
Zrobili nam to w tych eliminacjach już Czesi i Mołdawianie. Jeśli będą chcieli, to zrobią też reprezentanci Albanii i Wysp Owczych. Nasi południowi sąsiedzi od razu ruszyli na Polaków i mieli tego efekty. Biało-czerwoni byli, jak dzieci we mgle, a Czesi w dwie minuty wygrali mecz, bo później wystarczyło tylko kontrolować przebieg gry. Polacy już wtedy w głowach wiedzieli, że przegrali. Nie było żadnej reakcji na boiskowe wydarzenia.
Obraz spuszczonych głów, tak na ten moment wygląda reprezentacja Polski. Drużyna nie ma charakteru i woli walki jeden za drugiego. Obecnie to zlepek kilkunastu piłkarzy, którzy przyjeżdżają na zgrupowanie, ale nie ma między nimi większej więzi. Łączy ich jedynie ten sam kolor koszulek na boisku.
Ile można słuchać tych samych tłumaczeń? Po takim meczu w ciemno można napisać wypowiedź piłkarza reprezentacji Polski. "Jest nam wstyd". "To niedopuszczalne". "Nie wiemy co się stało". "Zabrakło koncentracji". "Wyciągniemy wnioski". "Odpowiedzialność jest po naszej stronie" i wiele innych frazesów. Powtarza się to za każdym razem, kiedy przegrywamy.
Tutaj nasuwa się pytanie. Jakie wnioski zostały wyciągnięte po spotkaniu z Czechami? Mołdawia "załatwiła nas" tym samym sposobem – po prostu zaczęła biegać i wychodzić wyższym pressingiem. Na obecną kadrę Polski to wystarcza. "Jest nam wstyd. Weźmiemy za to odpowiedzialność". Kiedy i w jaki sposób? Puste słowa już nie robią wrażenia na "zwykłym" kibicu, który ma dość kompromitacji, bo inaczej nie można nazwać porażki z Mołdawią, gdy prowadzi się 2:0 do przerwy.
Zmiany trenerów nic nie pomogą, problemy leży głębiej
Możemy się prześcigać, kto byłby lepszy od Fernando Santosa, ale tutaj nie pomoże Pep Guardiola, Zinedine Zidane czy Jose Mourinho. Mieliśmy w ciągu trzech lat aż czterech selekcjonerów. Pierwszy – Jerzy Brzęczek – został zwolniony "milczeniem" kapitana, mimo że bez żadnego problemu awansował na imprezę docelową, zdobywając 25 na 30 możliwych punktów, tracąc przy tym pięć goli, w grupie trudniejszej niż mamy teraz. Wtedy nie pasował styl i słaba grą z lepszymi reprezentacjami.
Następnie przybył Paulo Sousa, który styl miał bardzo dobry, ale nie było wyników. Za jego kadencji na 15 meczów Polska wygrała 6. Były to po dwa spotkania z San Marino, Andorą i Albanią. Doszła do tego kompromitacja na Euro, gdzie przegraliśmy ze Słowacją i nie wyszliśmy z grupy. Selekcjoner się zmienił, styl się zmienił, ale głowy piłkarzy wcale. Podczas eliminacji do mistrzostw świata gole strzelały nam reprezentacje San Marino i Andory. Remisowaliśmy z Hiszpanią czy Anglią, ale co z tego?
Portugalczyk, który miał przyjemny styl, czego wszyscy oczekiwali, ale brak wyników, opuścił kadrę na rzecz pracy w brazylijskiej piłce klubowej i stery przejął Czesław Michniewicz. Okazało się, że cofnęliśmy się do czasów Jerzego Brzęczka, któremu zarzucano, że potrafi wygrywać ze słabszymi, ale my chcemy więcej i musimy walczyć z najlepszymi. Okazało się, że ze słabszymi możemy wygrywać, ale z lepszymi dalej mamy problem. Przegraliśmy dwa mecze z Belgami w Lidze Narodów, zanotowaliśmy porażkę i remis z Holandią, a na mundialu ulegliśmy Argentynie i Francji. Wygrywaliśmy i realizowaliśmy cele w innych meczach. Jednak po mundialu ponownie zaczęto mówić o stylu i potencjale. Posadę stracił Michniewicz i zatrudniono Fernando Santosa.
Portugalczyk to znane i cenione nazwisko w europejskiej piłce, wszak jest to trener, który poprowadził Portugalię do triumfu na Euro 2016 oraz w Lidze Narodów. Santos miał przykry początek z reprezentacją, bo już na samym starcie była kompromitacja z Czechami, przykryto to jednak debiutem i może błędnym rozeznaniem selekcjonera wśród kadrowiczów. Porażka z Mołdawią obnażyła jednak wszystkie najgorsze cechy naszej kadry, co nie jest całkowitą winą Santosa, ponieważ ta reprezentacja ma taki sam problem od wielu lat, niezależnie od osoby na stanowisku selekcjonera – mentalność przegranych.
Dobrze jest, jak jest dobrze, czyli kiedy rywal wystraszy się naszych nazwisk i z góry wychodzi z założenia, że nic nie ugra. Tak to właśnie wyglądało w pierwszej połowie z Mołdawią. Kiedy rywal nie chciał nam zrobić krzywdy, to gra wyglądała znakomicie. Zmieniło się, to gdy przeciwnicy pomyśleli, że może spróbują coś zrobić. Zaczęli po prostu biegać i zakładać pressing. Nie nauczyli się nagle grać dużo lepiej w piłkę, spróbowali po prostu trochę poprzeszkadzać w tym spokojnym rozgrywaniu piłki.
Efekt? Powrót z wyniku 0:2 na 3:2. Polska po stracie gola nie był w stanie jakkolwiek zareagować na wydarzenia boiskowe. Santos próbował reagować zmianami, ale personalia nie były w stanie tu nic poprawić, problem jest gdzie indziej.
Kadra ma kapitana, ale nie ma żadnego lidera
Robert Lewandowski nosi opaskę kapitana ze wzglądu na swój status, a nie z powodu cech, które powinny cechować lidera drużyny. Ile mieliśmy w ostatnim czasie meczów, w których rzeczywiście jego wpływ, chęć wpłynięcia na drużynę czy zmotywowanie kolegów, odmieniło losy meczu? Oczywiście sam Lewandowski nie jest w stanie pokonać rywala, ale oczekuje się od niego, że przynajmniej będzie próbował zmienić losy meczu poprzez swoją postawę, a tego nie widzimy. Kto jednak mógłby nosić tę opskę, bo posiada cechy lidera? Na ten moment w kadrze nie widać takiej osoby...
Obecnie reprezentacja Polski to jest zlepek piłkarzy, którzy przyjeżdżają na zgrupowanie i na meczu zakładają taki sam strój. Nic więcej. Nie widać chemii, woli walki, "pójścia w ogień jeden z drugiego". Piłkarze myślą jedynie o sobie. Brakuje w tej drużynie takich zawodników, którzy stawiają dobro reprezentacji ponad swoje ego. Mamy zawodników z najlepszych europejskich klubów, a nie mamy drużyny, która potrafi zareagować na straconego gola przeciwko Mołdawii. Jeśli nie zmieni się przygotowanie mentalne tej ekipy, a piłkarze nie zaczną pokazywać charakteru i koncentracji na boisku, to żaden trener nie zmieni oblicza tego zespołu, choćby przygotował najlepszą możliwą taktykę.