PZPN: Fernando Santos odchodzi, zaczynają się poszukiwania następcy Portugalczyka
O możliwym rozstaniu z Santosem zrobiło się głośno po niedzielnej porażce 0:2 w Tiranie z Albanią w meczu eliminacji mistrzostw Europy. Już trzecia przegrana biało-czerwonych w tej kampanii, jej styl oraz wypowiedzi zawodników, którzy przyznawali, że nie widzą zbytnio szans na wyjście z dołka, a mówili o konieczności resetu i nowego początku, sprawiały, że nad trenerem, który z ojczystą kadrą w 2016 roku wywalczył mistrzostwo Europy, zbierały się czarne chmury.
We wtorek przed południem doszło do spotkania Portugalczyka z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą, a później do akcji wkroczyli prawnicy obu stron, by ustalić zasady rozwiązania kontraktu, którego zapisy były dość skomplikowane. W środowe południe zaczęły wypływać z siedziby związku przecieki, że odejście trenera jest przesądzone, do dogrania zostały szczegóły, a PZPN pracuje już nad komunikatem.
Po godz. 17 wszystko stało się jasne. "Z dniem 13 września Fernando Santos przestał pełnić obowiązki selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski" - poinformowano w komunikacie.
"Dziękuję trenerowi Santosowi za pracę naszą drużyną narodową i życzę mu powodzenia w kolejnych sportowych wyzwaniach" – przekazał Kulesza po rozwiązaniu umowy z 68-letnim szkoleniowcem, który był 50. w historii selekcjonerem biało-czerwonych, w tym drugim, po Paulo Sousie, Portugalczykiem.
Więcej szczegółów na temat rozstania zdradził sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski.
"Kilkanaście minut temu trener Santos w siedzibie związku podpisał dokumenty rozwiązujące za porozumieniem stron jego umowę. To rozwiązanie dotyczy również wszystkich pozostałych członków sztabu" - powiedział dziennikarzom i wspomniał, że warunki są objęte klauzulą poufności.
O przyczynach rozstania mówił enigmatycznie. "Wyznaczyliśmy sobie cele, które zaczęły się oddalać. Musimy mocno popracować, by je zrealizować" - wskazał.
Jak dodał, w ciągu kilku najbliższych dni związek poinformuje o pracach związanych z poszukiwaniem i wyborem jego na następcy.
"Myślę, że realny termin, kiedy te poszukiwania mogą się zakończyć to przyszły tydzień, kiedy będzie obradował zarząd PZPN. W obecnej sytuacji wybór selekcjonera jest priorytetem. Termin 20 września jest rozsądny, ale nie chcę niczego gwarantować i być zakładnikiem deklaracji i dat. Uważam, że ten horyzont czasowy jest realny" - powiedział Wachowski i podkreślił, że jego zdaniem przez tydzień można znaleźć nowego szkoleniowca drużyny narodowej.
68-letni trener objął kadrę w styczniu, zastępując Czesława Michniewicza. Przychodził w glorii doświadczonego, zaprawionego w bojach, także w pracy z drużynami narodowymi, fachowca, a okazał się jednym z najkrócej pracujących z polską drużyną trenerów.
Nie licząc tymczasowych zastępców, którzy prowadzili zespół narodowy "awaryjnie" w jednym czy dwóch meczach, w ostatnich trzech dekadach najkrócej kadrę prowadził Zbigniew Boniek, który w 2002 roku zrezygnował po niespełna pięciu miesiącach. Na ławce trenerskiej zasiadł pięć razy. Niewiele dłużej piastował funkcję selekcjonera Władysław Stachurski. Został nominowany 6 listopada 1995 roku, a zrezygnował 1 maja następnego roku. Zdążył poprowadzić zespół w czterech meczach.
Krócej niż rok - po 11 miesięcy - pracowali również dwaj poprzednicy Santosa, tj. jego rodak Paulo Sousa i Czesław Michniewicz. Obaj odchodzili już za kadencji obecnego szefa PZPN, zatem Kulesza - choć kieruje związkiem nieco ponad dwa lata - już po raz trzeci będzie szukał i wybierał selekcjonera biało-czerwonych.
68-letni Santos zadebiutował w tej roli 24 marca wyjazdowym spotkaniem z Czechami. W Pradze jego drużyna straciła dwa gole w ciągu pierwszych 133 sekund gry, co nie miało wcześniej miejsca w ponadstuletniej historii reprezentacji. Skończyło się 1:3, ale nikt nie rozdzierał szat, wszak "początki bywają trudne". Trzy dni później Polacy wygrali w Warszawie z Albanią 1:0, choć grą nie zachwycili. Trener jednak tłumaczył, że najważniejsze były trzy punkty w eliminacjach Euro 2024.
W czerwcu biało-czerwone najpierw w meczu towarzyskim na PGE Narodowym pokonali 1:0 Niemców, choć głośniej o tym meczu było dużo wcześniej, gdy Portugalczyk narzekał, iż w tym czasie i przed spotkaniem eliminacyjnym z Mołdawią wolałby zagrać z innym przeciwnikiem. Wyprawa do Kiszyniowa zakończyła się kompletną klapą - mimo prowadzenia 2:0 do przerwy, polski zespół uległ Mołdawii 2:3. Nigdy wcześniej biało-czerwoni nie przegrali meczu o punkty z tak nisko notowanym rywalem (171. miejsce w rankingu FIFA), ale jednocześnie po raz pierwszy zeszli z boiska pokonani prowadząc 2:0.
Okazję do rehabilitacji, ale też do poprawy atmosfery wokół reprezentacji stanowiła potyczka z Wyspami Owczymi już we wrześniu. Do 72. minuty było jednak 0:0 i gdyby nie dość przypadkowe zagranie ręką jednego z obrońców rywali, to nie wiadomo, czy Polakom udałoby się sforsować defensywę gości.
Prawdziwa weryfikacja aktualnych możliwości i kilkumiesięcznej pracy z kadrą Portugalczyka miała nastąpić na gorącym terenie w Tiranie. Skończyło się 0:2, a polscy piłkarze po końcowym gwizdku wyglądali na bezradnych i zrezygnowanych.
"Nie stworzyliśmy sobie praktycznie żadnej klarownej sytuacji do zdobycia gola. Na boisku wygląda to albo bardzo źle, albo fatalnie, a to nie jest dobry sygnał" - podkreślił bramkarz Wojciech Szczęsny, a na pytanie, czy widzi jakikolwiek punkt zaczepienia, coś, co mogłoby rozwiązać tę sytuację, odparł krótko: "Nie".
W pięciu występach eliminacyjnych pod wodzą Santosa Polacy wywalczyli sześć punktów i są na czwartej pozycji w grupie E, za Albanią - 10, Czechami - 8, ale tylko w czterech meczach, i Mołdawią - 8. Tak złego bilansu w jakichkolwiek kwalifikacjach nie mieli od 10 lat, a trzy wyjazdowe pojedynki o punkty przegrali poprzednio w latach 2008-09 u schyłku kadencji Leo Beenhakkera.
W przypadku niewywalczenia awansu do przyszłorocznego turnieju w Niemczech dzięki zajęciu jednego z dwóch czołowych miejsc w grupie, a to wciąż jest możliwe, choć zależy już nie tylko od biało-czerwonych, zapewne wystąpią oni w barażach. Zakwalifikują się do nich dzięki wysokiej pozycji w ostatniej edycji Ligi Narodów.
Kolejne zgrupowanie i mecze - z Wyspami Owczymi w Thorshavn oraz Mołdawią w Warszawie - czekają Polaków 12 i 15 października. Z piłkarzami spotka się już nowy selekcjoner.
Ze względu na brak czasu i moment sezonu najwyżej stoją akcje polskich szkoleniowców. Naturalnym kandydatem wydaje się być Marek Papszun, który pozostaje bez pracy, a do niedawna z sukcesami prowadził Raków Częstochowa. Wysoko stoją też akcje Michała Probierza, który kieruje obecnie kadrą młodzieżową, a z Kuleszą współpracował już także w Jagiellonii Białystok. W mediach pojawiają się też nazwiska Jana Urbana, który szkoli piłkarzy Górnika Zabrze, i pracującego w Japonii Macieja Skorży.
"Nie chciałbym spekulować na temat nazwisk, choć oczywiście pojawia się jakaś giełda. Z całą pewnością nie jesteśmy zamknięci na kwestie narodowościowe. Nie chciałbym jednak wychodzić przed szereg, dajmy popracować panu prezesowi i zarządowi. De facto dopiero teraz możemy rozpocząć te rozmowy i negocjacje z kandydatami" - podsumował Wachowski.