Tłumy kibiców reprezentacji Polski pod stadionem w Dortmundzie, ale atmosfera leniwa
Porażki z Holandią 1:2 oraz z Austrią 1:3 sprawiły, że biało-czerwoni już po dwóch kolejkach grupy D stracili szansę awansu do 1/8 finału. Istniały więc obawy, że polscy kibice będą masowo rezygnować z biletów. Jak się jednak okazuje, dopingu z ich strony na pewno nie zabraknie.
Trzy godziny przed meczem pod stadion Borussii dotarło już mnóstwo kibiców w biało-czerwonych barwach. Nawet nie ma porównania z niewielkimi na razie grupkami fanów "Trójkolorowych".
"Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Polska gra!" - słychać było już pół kilometra przed stadionem.
Jeden z mężczyzn w średnim wieku, w biało-czerwonym szaliku, na pytanie, czy nie myślał o zwrocie biletu po utracie szans wyjścia z grupy, odparł z lekkim zdziwieniem: "Ja nie jestem kibicem sukcesu. Przeżyłem już wiele porażek. A zobaczyć mecz z Francją w wielkim turnieju - nie wiem, kiedy będzie następna taka okazja".
Wtorkowe popołudnie w Dortmundzie jest bardzo upalne. Tak wysokiej temperatury chyba jeszcze nie było na Euro 2024. Nic więc dziwnego, że kibice - gdzie tylko mogą - szukają cienia. Siadają, niektórzy nawet kładą się, na trawie lub schodach, aby tylko na chwilę odpocząć. Atmosfera na razie jest leniwa, wręcz piknikowa.
Palące słońce to oczywiście również okazja do niezłego zarobku. Pod stadionem można bez trudu dostrzec handlarzy różnymi nakryciami głowy. Np. miękki kapelusz (typu "backet") w barwach polskich lub francuskich kosztuje 15 euro.
Inne ceny? Piwo za 6 euro, a wszędzie tutaj dostępny "bratwurst" (czyli kiełbaska) - 5 euro. Lejący się z nieba żar sprawia, że amatorów - zwłaszcza złocistego trunku - oczywiście nie brakuje.
Początek spotkania w Dortmundzie o godz. 18.00. Bezpośrednio po nim reprezentacja Polski pojedzie autokarem na lotnisko w Kolonii, skąd ok. godz. 23.20 odleci do Warszawy.