Manchester City był sekundy od wygranej, ale to Arsenal zgarnął Tarczę Wspólnoty
Bohaterem pierwszych kwadransów spotkania bez wątpienia był sędzia Stuart Atwell. Anglik już w ósmej minucie ukarał Thomasa Parteya za odkopnięcie piłki, po tym jak został mu odgwizdany faul. Sędzia chciał w ten sposób dostosować się do nowych wytycznych w tym względzie, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że Partey gra na newralgicznej pozycji narażonej na upomnienia, przez co arbiter zepsuł mu trochę mecz.
Zadowolony z tego faktu nie był Mikel Arteta, który komentował decyzje sędziego, więc również dostał żółtą kartkę, ponieważ w tym względzie również zmieniły się przepisy. Aby nieco wyrównać rachunki i nie sprawiać, by zawodnicy Arsenalu mogli czuć się pokrzywdzeni, pod koniec pierwszej części gry upomnienie zobaczył też Julian Alvarez.
Fakt, że jedną z głównych postaci dzisiejszego widowiska na Wembley był Atwell, jest związany z mierymi poczynaniami obu zespołów na boisku. Czuć było na kilometr, że to dla nich pierwszy oficjalny mecz w tym sezonie, a Arsenal i Manchester City potrzebują jeszcze trochę czasu, by wejść na najwyższe obroty.
Przed przerwą najlepsze sytuacje na bramkę miał Kai Havertz. Niemiec jednak zrobił to, do czego przyzywczajał w Chelsea - zmarnował obie. Dwukrotnie otrzymał z prawej strony podanie od Bukayo Saki i dwukrotnie uderzyl za lekko, umożliwiając łatwą interwencję Stefanowi Ortedze. Przynajniej w tej drugiej sytuacji Havertz powinien zachować się o niebo lepiej.
Poza tym na boisku niewiele się działo. Poza grą był Erling Haaland, zupełnie niewidoczny był Jack Grealish, a swoich przebłysków nie miał też Gabriel Martinelli
W drugiej połowie wiele się pod tym względem nie zmieniło, ponieważ gra wciąż nie toczyła się na najwyższych obrotach. Zmienili się za to niektórzy zawodnicy, ponieważ po godzinie gry zszedł chociażby Erling Haaland, a na murawie pojawili się Kevin de Bruyne, Phil Foden czy Cole Palmer, który mógł zostać bohaterem spotkania.
Jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników Arsenalu był w tym spotkaniu Jurrien Timber. Nowy nabytek Kanonierów był bardzo solidny w obronie, lecz w 76. minucie Arteta zdecydował się wprowadzić za niego Kierana Tierneya. Dosłownie minutę później stroną Szkota została poprowadzona akcja Obywateli. Obrońcy Arsenalu trzeba oddać, że koledzy nie za bardzo mu pomogli, a sam miał też trochę pecha przy swojej interwencji, ale jednak bramka padła właśnie jego stroną.
Jej autorem był wspomniany Palmer, który pięknie przymierzył z okolicy rogu pola karnego i przez długi czas zdawało się, że to właśnie jego nazwisko będzie na wszystkich nagłówkach i że to właśnie jego gol zapewni Manchesterowi City zwycięstwo. Nic bowiem nie zapowiadało gola Arsenalu, choć Kanonierzy rzucili się większą liczbą zawodników do ataku.
Sędzia Atwell postanowił przedłużyć drugą połowę aż o osiem minut, a w dodatku podczas doliczonego czasu doszło do zderzenia Parteya z Kyle'm Walkerem. Tym samym gra została jeszcze bardziej wydłużona, a w 101. minucie spotkania przy furze szczęścia do siatki trafił wprowadzony na boisko Leandro Trossard. Belg uderzył po rozegranym rzucie rożnym, a piłka odbiła się od Manuela Akanjiego i kompletnie zmyliła interweniującego Ortegę. Mieliśmy więc rzuty karne!
Już w pierwszej serii pomylił się De Bruyne, który z całej siły huknął w poprzeczkę. Po stronie Arsenalu perfekcyjnie swoje próby egzekwowali za to Martin Odegaard, Trossard i Saka. W trzeciej serii bohaterem został z kolei Aaron Ramsdale, który wyłapał uderzenie Rodriego. Po nim do piłki podszedł Fabio Vieira i strzałem w okienko zapewnił Kanonierom pierwsze trofeum w tym sezonie.