Nie było powtórki z sensacji, Maciej Skorża musiał uznać wyższość Pepa Guardioli
Gdy młodziutki Pep Guardiola obejmował Barcelonę, jego drużyna z marszu wygrała Ligę Mistrzów. Był sezon 2008/09, a w całej kampanii Duma Katalonii tylko raz przegrała na wyjeździe – 0:1 z Wisłą w Krakowie. Po pierwszym meczu i tak nie było mowy o awansie mistrzów Polski, ale ten mały sukces pozostanie w pamięci na dekady. Białą Gwiazdę prowadził wtedy Maciej Skorża.
We wtorkowy wieczór ponownie przeciwko sobie stanęli ci sami trenerzy. Pep Guardiola tym razem prowadzi prawdopodobnie najsilniejszy zespół na świecie, wciąż dzierżący potrójną koronę z zeszłego sezonu. Maciej Skorża kończy swoją piękną przygodę z Urawa Reds, z którymi sam zdobył klubowe mistrzostwo Azji.
Los skojarzył obie ekipy w półfinale Klubowych Mistrzostw Świata 2023. Największy klub Japonii nie tylko był nominalnym gospodarzem pojedynku w Dżuddzie, przyjechała za nim świetnie zorganizowana grupa kibiców. Byłoby to klasyczne starcie Dawida z Goliatem, gdyby nie to, że w tym przypadku Dawid nie miał procy.
Prawie udana obrona do przerwy
Urawa Skorży to drużyna o ograniczonym potencjale zwłaszcza w ofensywie. Przez cały sezon miała jedną receptę na nominalnie silniejszych rywali: zacząć nisko, wytrwać i wyczekać na swoją okazję. Wiele razy się udawało i w pierwszej połowie Reds wyprowadzali z równowagi również Obywateli, konsekwentnie zamykając się przed bramką.
Nawet bez Haalanda, Doku czy De Bruyne w składzie Guardiola wystawił skład, który powinien zetrzeć na proch czwartą drużynę Japonii. A mimo to Cityzens byli długo odcięci od choćby szansy na strzał. Dopiero po półgodzinie Matheus Nunes przetestował refleks Nishikawy w bramce. Górą był uśmiechnięty golkiper.
Kilka minut później ten sam ofensor posłał potężne uderzenie, ale za blisko środka bramki, by jej stóż nie złapał. I tyle było strzałów City w pierwszej połowie. Niestety, Nunes za trzecim razem dopiął swego już w doliczonym czasie. Posłał piłkę przed bramkę, a próbujący ją wybić Marius Hoibraaten trafił do siatki.
Gdy nie ma czego bronić, można wiele stracić
Manchester City w pierwszej połowie nie miał się czym chwalić, a jednak skończył z prowadzeniem, Urawa Reds nie wytrwali. Musieli się więc otworzyć i już parę minut po wznowieniu gry oddali pierwszy w meczu strzał. Niecelny, ale sam widok Jose Kante blokowanego przez obrońcę był czymś nowym.
Mistrzowie Azji musieli rozewrzeć szyki, a to otworzyło mistrzom Europy pole do działania. W 52. minucie Kyle Walker z wysokości połowy boiska dostrzegł i znalazł diagonalnym podaniem wbiegającego środkiem Kovacicia, a ten bez problemu pokonał Nishikawę, podnosząc wynik.
Nie minął kwadrans drugiej części gry, a Nishikawa musiał skapitulować trzeci raz. Matheus Nunes ponownie musiał obejść się smakiem – jego piękny strzał zatrzymała jeszcze bardziej widowiskowa parada Nishikawy. Tyle że bramkarz wybił piłkę pod nogi Bernardo Silvy, a ten dobił bez problemu.
O odwróceniu losów meczu można było już zapomnieć. Może gdyby w 66. minucie do zagubionej przed bramką City doskoczył ktoś z Czerwonych, byłby impuls do dalszej walki… Mając bardzo wygodną przewagę City trzymało wynik i nie forsowało się do końca meczu. Pewny awans City do finału Klubowych Mistrzostw Świata oznacza, że Maciej Skorża ze swoim klubem żegna się bolesną, acz spodziewaną porażką.
W finale zagrają City i Fluminense, Urawa powalczy o trzecie miejsce
Niespodzianki nie było w żadnym z dwóch półfinałów, swoje mecze bez straty gola wygrali faworyci z Europy i Ameryki Południowej. Faworytem piątkowego finału (również o 19:00) pozostaje Manchester City, ale brazylijska potęga chce przerwać trwającą od 2012 roku dominację klubów z Europy w światowym turnieju.
Z kolei na Urawa Red Diamonds czeka inny klub znany z czerwonych barw, egipski moloch Al Ahly. W odróżnieniu od mistrzów Azji, Mistrzowie Afryki będą mieć w meczu o trzecie miejsce wsparcie ścian, ponieważ do licznie podróżujących fanów Czerwonego Olbrzymi dołączą Egipcjanie mieszkający w Arabii Saudyjskiej. Nawet walka o trzecie miejsce – w piątek o 15:30 – zapowiada się więc ciężko.