Arka Gdynia pisze historię, wygrana z Lechią w 45. derbach Trójmiasta umacnia lidera
Po zakończonym bojkocie kibiców Arki Gdynia trybuny przed piątkowymi derbami wypełniły się prawie do końca, nawet jeśli bez przyjezdnych (Lechia ma karę do końca roku). Wygrana Arki byłaby dziewiątą z rzędu i umocniłaby gospodarzy na czele tabeli. Ale zwycięstwo Lechii oznaczałoby, że Biało-Zieloni zniwelują stratę i bilansem bramkowym wyjdą na czoło Fortuna 1 Ligi.
Trudno o bardziej elektryzującą stawkę 45. derbów Trójmiasta, w dodatku sędziowanych przez Szymona Marciniaka, który rok temu biegał po boiskach mundialu w Katarze. Inne plany na wielki piątkowy mecz miała jednak pogoda. Śnieżne krupy padały tak gęsto, że już po czterech minutach gry trzeba było zmienić piłkę na pomarańczową, tuż po strzale Kapicia na bramkę Śledzi, wybitym przez Lenarcika.
Początkowo strzelała tylko Lechia, ale w grze na śniegu trudno było o dokładność uderzeń i Lenarcik zagrożony nie był. Arkowcy długo nie mogli postraszyć Bogdana Sarnawskiego po drugiej stronie boiska. Zresztą, największy zagrożeniem wydawało się ryzyko przerwania meczu, w którym piłka grzęzła w gęstym, topniejącym powoli śniegu, a szans na płynną grę nie było.
Dopiero po półgodzinie gry Kacper Skóra instynktownie kopnął i ukraiński bramkarz Lechii z kłopotami zatrzymał piłkę na linii. Wyraźnie bardziej rozpędzeni gdynianie chcieli pójść za ciosem, ale do przerwy wyniku nie otworzył nikt. Po zmianie stron śnieg zelżał, udało się odśnieżyć pola karne, a to dało efekt w postaci serii szybszych akcji po obu stronach, ze zdecydowanym wskazaniem na Arkę. Wreszcie, w 52. minucie Andrei Chindris faulował Karola Czubaka w szesnastce i Michał Marcjanik dał gospodarzom prowadzenie z karnego!
Gospodarze zdecydowanie zamierzali pójść za ciosem, wyprowadzając kolejne akcje, spychając gdańszczan coraz częściej pod ich bramkę. Lechia odparła kolejne ataki i znalazła swoje miejsce na boisku, kilka razy podchodząc pod pole karne gospodarzy.
Sytuacja Biało-Zielonych poprawiła się na kwadrans przed końcem, gdy Marcjanik dostał drugą żółtą kartkę i musiał zejść z boiska. Długie pięć minut Lechia pracowała na celny strzał, ale uderzenie Sypka tylko powoli wtoczyło się w ręce Lenarcika. Moment później Kapić z dystansu prawie napytał Lenarcikowi biedy, ale golkiper był górą. Przewaga liczebna Lechii nie utrzymała się do końca – po 89 minutach gry drugą żółtą kartkę dostał Maksym Chlan, po wjeździe wyprostowanymi nogami w bramkarza Arki.
Gospodarze dowieźli przewagę 1:0 do końca, a stadion wybuchł radością. Nie tylko pierwszy raz od 16 lat udało się wygrać z odwiecznymi rywalami, ale do tego Arka umacnia się na prowadzeniu w tabeli ligi – scenariusz, o którym jeszcze przez wiele lat będą pewnie krążyły historie.