Motor Lublin wyszarpał barażowy finał Górnikowi Łęczna dopiero w karnych
Mecz na Arenie Lublin miał wyjątkowy ciężar. To nie tylko baraż o grę w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale też regionalne derby między Motorem Lublin a Górnikiem Łęczna. Nic dziwnego, że padł nowy rekord frekwencji – 15 110 widzów! Wszyscy liczyli, że to ich drużyna w niedzielę zagra w finale rywalizacji o miejsce w Ekstraklasie.
Sprawdź komplet statystyk z barażu Motor Lublin - Górnik Łęczna
Gostomski broni karnego
Pierwsze dwa kwadranse wskazywały na wyraźną determinację gospodarzy, by skruszyć zdyscyplinowaną defensywę łęcznian, ale kolejne strzały leciały poza boisko. Dopiero w 25. minucie Maciej Gostomski musiał ratować Górnika, gdy Ceglarz nie odpuścił mimo krycia i szukał miejsca pod dalszym słupkiem. Parada piękniejsza od strzału i wciąż 0:0.
Gdy zanosiło się na brak bramek przed zejściem na przerwę, w 45. minucie Jarosław Przybył wskazał na wapno po faulu w polu karnym przyjezdnych, a Ceglarz dostał drugą szansę na gola. Nic z tego, Gostomski doskonale wybrał kierunek i zatrzymał uderzenie, wprawiając w euforię wypełniony ciasno sektor gości.
Od przerwy po dogrywkę Gostomski broni już wszystko
Po powrocie do gry to Górnik złapał wiatr w żagle i w pięć minut dwukrotnie goście dochodzili do strzału. A że później z gry mieli coraz mniej, przyszło żałować niecelnych uderzeń. Żałowali też lublinianie, ponieważ i oni – mimo rosnącej przewagi – nie zdołali w regulaminowym i doliczonym czasie zdobyć gola. Najbliżej szczęścia był w 69. minucie Samuel Mraz, ale jego główka poleciała w słupek. Konieczna była dogrywka.
Ponownie Mraz był bliski szczęścia na początku dodatkowych 30 minut, ale jego efektowne uderzenie głową wyjął z linii bramkowej Gostomski. Pech Słowaka sięgał absurdalnych rozmiarów w 10. minucie dogrywki, gdy najpierw uderzył ponownie w słupek, a później minimalnie spudłował z bliska.
Sporadycznie tylko Górnik wychodził ze swojej tercji defensywnej, a wojna Mraza z Gostomskim trwała w najlepsze, gdy w 112. minucie wymarzone podanie od Ndiaye dało Słowakowi tylko kolejny obroniony strzał. Im bliżej karnych, tym bardziej rósł w oczach golkiper Łęcznej, ale i jego vis-a-vis zdołał się wykazać. W 118. minucie Kacper Rosa ciałem zasłonił bramkę przed uderzeniem. Nie wpadło nic!
W karnych Gostomski nie obronił już niczego
Po niebywałej skuteczności przez 120 minut golkiper z Łęcznej skapitulował, gdy Bartosz Wolski podszedł do strzału na dwa tempa i odczytał ruch bramkarza, strzelając w swoje prawo. Jak się okazało, w to samo prawo – a lewo z perspektywy bramkarza – uderzali potem także wszyscy jego koledzy, a Gostomski albo szedł bardziej w drugą stronę, albo strzały były zbyt dobre.
Kolejno pokonywali go jeszcze Mraz, Gąsior i Rudol, a piątego strzału wykonywać nie było trzeba. Zawodnicy Górnika zdołali bowiem tylko dwukrotnie pokonać Kacpra Rosę: Deja chybił w swojej próbie, a Dziwniela zatrzymał bramkarz gospodarzy. I choć w powyższym podsumowaniu główną postacią był Gostomski, to trudno mieć do niego jakiekolwiek pretensje po przegranych karnych – bez niego o dotrwaniu do tego momentu nie byłoby mowy.