Remis daje awans ŁKS! Dla Podbeskidzia już (chyba) za późno
Dwa piątkowe mecze 33. kolejki Fortuna 1 Ligi zwiastują, że na finiszu czeka nas jeszcze niemało emocji. Najpierw Podbeskidzie pokonało 3:0 Sandecję Nowy Sącz (choć na boisku wyglądało to słabiej niż na tablicy), a w hicie piątku Arka Gdynia urwała punkty ŁKS-owi Łódź.
Liderzy tabeli zagrali słaby mecz, a punkt uratował w końcówce Mateusz Kowalczyk. Ten właśnie punkt gwarantuje, że nawet porażka w ostatniej kolejce nie odbierze łodzianom awansu do PKO Ekstraklasy. Z 63 punktami mogą spaść najwyżej na drugie miejsce, dając motywację Ruchowi Chorzów do walki o pierwsze. Z kolei remis oznacza podtrzymanie przy życiu nadziei barażowych Arki Gdynia, która chwilowo przeskoczyła Stal Rzeszów na szóstej pozycji, ostatniej barażowej.
Arka miała wygraną na wyciągnięcie ręki
Aspirujący do najwyższej ligi zawodnicy i kibice z Pomorza liczyli na lepszy sezon, ale jeszcze nie stracili nadziei. Dlatego nie dziwi, że w piątkowy wieczór nie kłaniali się liderom tabeli, tylko ruszyli do ataku stosunkowo odważnie. Efekty przyszły przed kwadransem, gdy piłkę po nieco incydentalnej akcji dobijał nad leżącym Bobkiem Przemysław Stolc.
Ledwie kilka minut później Arkowcy nie tyle mogli, co musieli prowadzić 2:0. Podyktowany przed 20. minutą rzut karny wykonywał Hubert Adamczyk. Strzał był słaby, a Alexander Bobek czujny. Natomiast dobitka po powrocie piłki pod nogi egzekutora okazała się jeszcze gorsza – poleciała pod dach stadionu.
Śledzie rzadziej były przy piłce, ale miały więcej z gry i tylko w pierwszej połowie wypracowały 10 okazji strzeleckich. Co z tego, skoro do końca meczu po ich stronie nic już nie przybyło… A czego nie strzeliła Arka, to wykorzystali Biało-czerwono-biali.
Po wyprowadzeniu piłki od własnej bramki ŁKS udało się dograć ją do Mateusza Kowalczyka, a ten pomimo dwóch obrońców wymierzył idealnie. Była 84. minuta i trudno oprzeć się wrażeniu, że Arka miała ten mecz w kieszeni, a dała sobie wybraną zabrać brakiem czujności w końcówce.
Górale z Bielska długo nie mogli dobić górali z Sącza
W pierwszym piątkowym meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała rozgrywało wyjazdowy mecz w Niepołomicach, gdzie Sandecja powoli żegna się z rozgrywkami Fortuna 1 Ligi. Choć nowosądeczanie zdołali sensacyjnie pokonać liderów tabeli dwie kolejki temu, to z Góralami nie poszło tak dobrze.
Mecz zaczął się co prawda od ataków Bianconerich, ale na niewiele się one zdały. W 20. minucie Podbeskidzie uzyskało prowadzenie po niezłej akcji, gdy piłkę po dośrodkowaniu spod linii końcowej niefortunnie chciał wybić Sylwester Lusiusz, autor bramki samobójczej.
Gol padł po akcji Goku, który do końca meczu pozostawał wiodącą postacią Podbeskidzia, próbując podwyższyć wynik przede wszystkim strzałami z dystansu. Jeden z nich, w 53. minucie, efektownie obił piłkę o słupek.
Sandecja nie była w stanie stworzyć sobie równie udanych sytuacji, choć wynik był na styku aż do doliczonego czasu gry. Jeszcze w 90. minucie idealnej okazji nie wykorzystał Kamil Biliński, ale kilkadziesiąt sekund później udało się Krzysztofowi Drzazdze, wprowadzonemu w ostatniej minucie. Tuż przed końcem meczu nieudane wyjście z bramki Szymona Tokarza sprawiło, że i Goku zaliczył swojego trzeciego gola.
Choćby jednak Podbeskidzie wygrało znacznie okazalej i w najpiękniejszym stylu, to w Niepołomicach nie mogli zdziałać więcej – szansę na baraże roztrwonili wcześniej. Jeśli Stal Rzeszów wygra swój niedzielny mecz w Tychach, Górale zapomną o barażach. A jeśli nie, to i tak będzie trzeba życzyć rzeszowianom i Arce potknięcia również za tydzień.